Banki oddają pieniądze podatników
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Bank Morgan Stanley jest dobrym przykładem kilku zjawisk, które mają obecnie miejsce w branży finansowej. Po pierwsze wbrew powszechnej opinii największe banki w ciągu ostatnich kilku miesięcy nie tylko przestały wyciągać rękę po państwowe pieniądze, ale także zaczęły już spłacać zaciągnięte w nadzwyczajnych okolicznościach kredyty i poręczenia. Morgan Stanley oddał w II kwartale rządowi amerykańskiemu całość pożyczki w kwocie 10 mld USD powiększonej o ponad 500 mln USD dywidendy.
REKLAMA
To nie tyle dobry gest firmy, która jesienią ubiegłego roku, aby uniknąć bankructwa musiała przekształcić z drugiej co do wielkości firmy inwestycyjnej (po Goldman Sachs) w klasyczny bank, ale raczej racjonalizacja kosztów, bowiem razem z państwowymi pieniędzmi instytucje otrzymały szereg ograniczeń i wytycznych. Analitycy Agencji Bloomberg zwracają uwagę, że póki co podatnicy wyszli całkiem nieźle na pomaganiu bankom, bo np. stopa zwrotu wypracowana na poręczeniach udzielonym Goldman Sachs wyniosła ok. 23 proc.
REKLAMA
Drugi trend to wojna o talenty między największymi instytucjami. Kiedy rzeczywiste bezrobocie w USA sięga w niektórych stanach 20 proc. (mowa o nieoficjalnych liczbach, które nie znajdują odzwierciedlenia w rządowych publikacjach), banki wolą podnieść wynagrodzenia najbardziej przydatnym pracownikom, bez których restrukturyzacja mogłaby się nie powieść. Morgan Stanley wiedzie prym w tej dziedzinie - bank przeznaczył na fundusz płac więcej niż trzy czwarte przychodów wypracowanych w całym II kwartale, przy czym średnia dla branży wynosiła mniej niż 50 proc. przychodów.
Trzecie zjawisko, o którym wspominaliśmy od kilkunastu tygodni, to rosnące straty i tworzenie wysokich rezerw w sektorze nieruchomości komercyjnych, gdzie scenariusz z detalicznego rynku subprime dopiero zaczyna się powielać. I wreszcie po czwarte: koszt finansowania. Chociaż stopy procentowe w USA są tuż nad poziomem 0 proc. instytucje finansowe płacą za kapitał nawet kilkanaście razy więcej, czego przykładem jest spółka CIT, o której głośno było na początku tygodnia z powodu możliwego bankructwa. Wierzyciele, co prawda udzielili spółce ponad 2 mld USD pożyczki, jednak nie działają oni charytatywnie i cenę za wysokie ryzyko ustalili o ok. trzynaście punktów procentowych wyżej niż LIBOR.
REKLAMA
REKLAMA