Czy Polska zapłaci 5 mln kary dziennie ws. Turowa?
REKLAMA
REKLAMA
5 mln euro kary dziennie na Polskę ws. Turowa?
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej pod koniec maja nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Turów, należącej do spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia skargi Czech w tej sprawie.
REKLAMA
Premier Mateusz Morawiecki po rozmowach w Brukseli z premierem Czech informował, że Republika Czeska zgodziła się wycofać wniosek skierowany do TSUE w sprawie kopalni Turów, a porozumienie zakłada wieloletnie projekty współfinansowane przez stronę polską.
Informacjom tym zaprzeczył niedługo potem premier Czech Andrej Banisz. Poinformował on, że Cechy nie wycofają pozwu do TSUE w sprawie kopalni Turów, gdyż nie osiągnięto jeszcze porozumienia.
Polska strona rządowa od początku zapowiadała, że nie podporządkuje się nakazowi wstrzymania wydobycia węgla w Turowie. Wicepremier Jacek Sasin zapewniał, że nie ma mowy, by wyłączyć pracę kopalni Turów z wielu powodów.
REKLAMA
Pieniądze dla Czechów czy na odejście od węgla?
– Pożar w polskiej energetyce trwa w najlepsze. Mimo zapowiedzi polski rząd wciąż jest daleki od zażegnania konfliktu z naszymi sąsiadami. W efekcie grożą nam wielomilionowe kary za niezastosowanie się przez rząd do decyzji Trybunału. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, to efekt absolutnie nieodpowiedzialnej polityki rządu i błędnych decyzji PGE. Region już stracił ok. 260 mln euro z unijnego funduszu na sprawiedliwą transformację. Teraz, z pieniędzy podatnika 100 dni niedostosowania się do postanowienia TSUE kosztować będzie kolejne 500 mln euro nie wspominając już o oddanym w tym roku nowym bloku w elektrowni Turów, którego budowa kosztowała 900 mln euro i który już w momencie włączenia jest nierentowny. Bez planu szybkiego odejścia od węgla chaos w polskiej energetyce będzie się tylko pogłębiał, a społeczności górnicze stracą cenny czas na sprawiedliwą transformację – komentuje Anna Meres, koordynatorka kampanii klimatycznych w Greenpeace Polska.
Wbrew temu, co twierdzą przedstawiciele rządu i sam premier Morawiecki Czesi wcale nie odpuszczają. Według czeskiej agencji CZTK premier Brabec oświadczył, że: „Czechy nie wycofają skargi. Taki ewentualny krok będzie zależał od tego, czy Polska będzie spełniać warunki w podpisanej umowie”.
Tymczasem narastają obawy wśród mieszkańców Bogatyni i całego regionu zgorzeleckiego, że najwyższy czas na opracowanie sensownego planu „B”, wobec coraz mniej realistycznego wydobycia węgla do 2044 r.
– Dalsze odwracanie głowy od poważnego ryzyka zamknięcia kompleksu energetycznego z dnia na dzień to dla regionu ogromne niebezpieczeństwo zapaści społeczno-gospodarczej, której rząd i PGE chcieli zapobiec, strasząc przez lata mieszkańców Bogatyni, że na pewno „nie podzielą losów Wałbrzycha”. Dzisiaj ten czarny i wypierany scenariusz się spełnia, a winę za to ponosi polityka polskiego rządu, który za cenę poparcia politycznego naraził region Bogatyni oraz polskiego podatnika na poważne straty finansowe oraz zaprzepaszczenie szansy wcześniejszej transformacji polskiej energetyki – mówi Paweł Pomian, członek zarządu EKO-UNII.
Kto zapłaci pierwszy?
Jako pierwsi za zaniechania polskiego rządu zapłacą pracownicy firm i spółek zależnych od kompleksu energetycznego w Bogatyni, następnie pracownicy fizyczni i wszyscy ci, którzy nie mogą liczyć na apanaże spółki skarbu państwa.
– To oni zapewne są najbardziej zainteresowani tym czy pieniądze, które wyda Polska na płacenie kar Czechom można by lepiej przeznaczyć na transformację regionu. To jednak wiązałoby się z opracowaniem wcześniejszego zamknięcia kompleksu, czyli np. w 2026 lub 2030 r. Konkretna data wydaje się być dzisiaj wybawieniem, chociaż jeszcze parę miesięcy temu wywołała ogromny sprzeciw związków zawodowych, po tym jak wyciekły informacje, że Turów zakończy działalność i zostanie przeniesiony do NABE – dodaje Pomian.
Kiedy koniec pracy Turowa?
Według ekspertów Turów mógłby zakończyć swoją pracę już w 2026 r. Na horyzoncie pojawiają się też alternatywy, które mogą zapewnić stabilne i odnawialne źródła energii.
– Inwestycje w zlokalizowany na Dolnym Śląsku miks energii odnawialnych, zakończenie wydobycia do końca 2026 roku oraz przekształcenie kopalni Turów w elektrownię szczytowo-pompową o mocy 2,3 GW jest przy dzisiejszych cenach uprawnień do emisji CO2 o ponad 100 mld tańsze niż koszty operacyjne elektrowni i odkrywki Turów w okresie do 2044 roku. Na drodze do ogłoszenia planu zamknięcia Turowa do 2026 roku stoi już tylko irracjonalny upór rządu i PGE – podsumowuje Kuba Gogolewski, koordynator projektów Fundacji „Rozwój TAK - Odkrywki NIE”.
Więcej informacji znajdziesz w serwisie MOJA FIRMA
REKLAMA
REKLAMA