Wzrosty na Wall Street
REKLAMA
REKLAMA
To stwierdzenie dotyczy jednak tylko indeksu S&P500. Dow Jones, by tego dokonać, musiałby wzrosnąć jeszcze o 114 punktów, czyli o 1 proc. Nasdaq zaś, pokonał szczyt z 19 stycznia już nieco wcześniej i znajduje się o 2 proc. ponad nim. W skali pięciu dni, licząc od 4 do 11 marca, Dow Jones zyskał 1,6 proc., S&P500 wzrósł o 2,4 proc. a Nasdaq o 3,3 proc.
REKLAMA
Mimo tych osiągnięć, wątpliwości co do dalszych losów giełdowych rynków i w Stanach Zjednoczonych i na świecie, wcale nie ubyło. Po pierwsze, S&P500 przebił poprzedni rekord o zaledwie setne części procenta.
Po drugie, uczynił to w samej końcówce sesji i przy niezbyt wielkim obrocie. Po trzecie, trwająca nieprzerwanie od dziesięciu sesji zwyżka „prosi się” korekty.
REKLAMA
Po czwarte, cała trwająca od 9 lutego fala wzrostowa, która przyniosła zwyżkę indeksu o prawie 100 punktów, czyli o 9 proc, musiała poważnie nadwyrężyć siły byków i z pewnością skłania coraz bardziej liczne grono inwestorów do realizacji zysków i pozbywania się akcji. Po piąte, ryzyko kupowania akcji w tym momencie wydaje się zbyt duże, co w poważnym stopniu ogranicza siłę popytu a więc i perspektywę wzrostu.
Po szóste, nie widać raczej zbyt poważnych powodów fundamentalnych do inwestowania w akcje, bo globalna i większość lokalnych gospodarek, z amerykańską włącznie, nie tryska siłą.
Po siódme, zagrożeń nie brakuje, poczynając od obaw o nawrót recesji, o którym mówi coraz większy zastęp ekonomicznych i rynkowych guru, po pewne jak w banku zbliżające się zaostrzenie polityki pieniężnej.
Po ósme, wszystkie wcześniej wymienione argumenty i obawy, przemawiają za… kontynuacją hossy. Taka bowiem bywa natura rynków, że zwyżka karmi się strachem a emocje rozmijają się z racjonalnymi argumentami i pchają notowania w takim kierunku, którego nikt się nie spodziewa.
Zagrożeń i wątpliwości nie brakuje. Z jednej strony, amerykańscy ekonomiści podwyższyli prognozę wzrostu gospodarki w tym roku z 3 do 3,1 proc., z drugiej zaś obniżyli swoje przewidywania na przyszły rok z 3,1 do 3 proc.
REKLAMA
Mówiąc szczerze, ta precyzja jest porażająca, szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę jakim wielkim agregatem jest PKB i jak „zgrubnie” się go szacuje. Niemniej jednak wnioski są proste: w tym roku będzie nieco lepiej, w przyszłym już nie tak bardzo. W lutym deficyt budżetowy Stanów Zjednoczonych wyniósł 221 mld dolarów i był najwyższy w historii.
Jeśli finansowy świat bał się tak bardzo kłopotów Grecji, to by nie zwariować po informacjach płynących z USA, powinien po prostu ich nie zauważać. I tak też wydaje się robić. Martwić będziemy się później. Nouriel Rubini, Kasandra ostatniego kryzysu, przepowiada, że rośnie ryzyko podwójnego dna recesji, a w najlepszym razie amerykańska gospodarka przejdzie recesję w formie litery U. Dane gospodarcze są słabe, zagrożenia zdecydowanie wzrosną, gdy
w drugiej połowie roku wygasną rządowe programy stymulacyjne.
Rosną zastępy ekspertów i rynkowych guru, przepowiadających przynajmniej głębszą korektę na amerykańskim parkiecie. Na razie nikt się tym nie przejmuje. Ma rosnąć i rośnie.
Tymczasem David Rosenberg, były główny ekonomista Merrill Lynch, zwraca uwagę, że wskaźnik ceny do zysku na akcję od kilku miesięcy utrzymuje się powyżej 20, podczas gdy historyczna średnia wynosi nieco ponad 16. Akcje są więc ewidentnie zbyt drogie i zdaniem Rosenberga S&P500 jest przewartościowany o 26 proc.
Rynki widziały już jednak nie takie przewartościowanie. Podobnego zdania jest Marc Faber, który uważa, że jeśli zwyżka S&P500 doprowadzi indeks do poziomu 1200 punktów, to prawdopodobna jest co najmniej 20 proc. korekta w dół.
Polecamy: Inwestycje.wieszjak.pl
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.