Firmy biją się w sądzie o dotacje
REKLAMA
REKLAMA
Na 150 tys. starających się unijne pieniądze, aż 27 tys. zdecydowało się pójść na wojnę z urzędnikami. Co trzeci, co czwarty protest - w zależności od programu operacyjnego - kończy się wygraną w procesie odwoławczym albo w sądzie i przyznaniem dotacji.
Według dziennika te dane Ministerstwa Rozwoju Regionalnego świadczą o niekompetencji urzędników przyznających dotacje, którzy przy drugim podejściu zmieniają wiele swoich decyzji.
Ale sam resort twierdzi, że działające od ponad dwóch lat procedury odwoławcze są korzystne, bo dają możliwość dochodzenia swoich praw na drodze odwołań i na wokandzie. "Jeśli ktoś zainwestował swój czas i pieniądze w przygotowanie wniosku, to naturalnie będzie chciał wyczerpać wszystkie możliwości, by go przeforsować i sięgnąć po dotacje" - podkreśla wiceminister Adam Zdziebło.
Jak dodaje, procedury naboru i selekcji projektów są skomplikowane i nie polegają na zero-jedynkowej ocenie. "Zatem może powstawać wiele punktów zaczepienia do podważenia ich prawidłowości" - mówi wiceszef MRR.
REKLAMA
REKLAMA