Do rady powinni wejść praktycy, a nie naukowcy
REKLAMA
Wskład korpusu powinni wejść nie naukowcy, ale praktycy, którzy sprawdzili się już w biznesie - zgodnie twierdzili uczestnicy dyskusji w klubie Polskiej Rady Biznesu.
REKLAMA
Polski Instytut Dyrektorów (PID) zainicjował wczoraj debatę z udziałem specjalistów rynku kapitałowego poświęconą obsadzie rad nadzorczych spółek giełdowych. Uczestnicy podkreślili, że rynek potrzebuje doświadczonych i darzonych zaufaniem specjalistów.
- Dlatego tworzymy korpus kandydatów na profesjonalnych członków rad nadzorczych. Muszą oni legitymować się wykształceniem, doświadczeniem menedżerskim w spółkach lub w ich obsłudze prawnej, a także zaufaniem rynku - mówi Andrzej Natowski, prezes PID.
Na listę kandydatów trafiają osoby zarekomendowane przez członków organów PID. Obecnie na liście jest 35 nazwisk specjalistów. Z ich usług będą mogli skorzystać wszyscy zainteresowani, w tym inwestorzy instytucjonalni, prywatni oraz Skarb Państwa.
Uczestnicy debaty sceptycznie ocenili pracowników naukowych jako kandydatów na członków rad nadzorczych.
- Nie jest dobrze, gdy w skład rady wchodzą sami naukowcy. Siła rady tkwi w różnorodności jej członków. Spółka powinna się zastanowić, czy potrzebuje profesorów czy analityków - podkreśla dr Agnieszka Słomka-Gołębiowska z Agencji Rozwoju Przemysłu.
- Nazwisko nie gwarantuje sukcesu. Do rad powinny trafiać osoby, które rozumieją rynek kapitałowy z własnego doświadczenia - podkreślił Matthew Tebeau z Ray Berndtson.
- W radach powinni zasiadać przedsiębiorcy, którzy osiągnęli sukces w biznesie. Mogą to być też prezesi innych spółek, byle nie konkurencyjnych - uważa Krzysztof Stupnicki, prezes AIG TFI.
- Niestety w polskich realiach jesteśmy skazani na naukowców, gdyż brakuje zaplecza. Przy rozproszonym akcjonariacie o wyborze rady decyduje często przypadkowość - mówił Krzysztof Lutostański, prezes PTE Bankowy.
- W polskich spółkach brakuje komitetów nominacyjnych, które określałyby kryteria kandydatów potrzebnych do rady nadzorczej. Wtedy można by zbadać, czy akcjonariusze zgadzają się na taki skład - proponował Wiesław Rozłucki, wieloletni prezes giełdy warszawskiej.
- To jednak narażałoby na zarzut działania w porozumieniu, zakazany przez prawo - ostrzegał Grzegorz Chłopek z ING Nationale-Nederlanden.
- Prawa nie należy oczywiście ignorować, ale w tym wypadku wyjście poza przepisy tworzy wartość dla spółki. Prawo często nie nadąża za potrzebami rynku, np. kodeks spółek handlowych w żadnym miejscu nie mówi o niezależnych członkach rad nadzorczych - podsumował prezes Nartowski.
PIOTR TROCHA
REKLAMA
REKLAMA