Mimo małych nakładów promocyjnych państwa, polskie towary są postrzegane jako coraz lepsze jakościowo przy utrzymaniu konkurencyjnych cen, wynikających m.in. z niższych kosztów pracy. Jeśli jakość jest sprawdzona, firmy mogą w kolejnym kroku podnosić nawet ceny towarów.
Kliknij aby zobaczyć ilustrację.
– W ostatnim czasie nasi amerykańscy partnerzy zaakceptowali wyższą cenę – mówi Marek Ziemecki, dyrektor finansowy Pol-mosu Siedlce, producenta znanej na całym świecie wódki Chopin. W Stanach Zjednoczonych butelka tego alkoholu, który pojawił się w Ameryce w 1997 roku, kosztuje już ponad 35 dolarów, podczas gdy w Polsce cena sięga 60 złotych.
Czynnikiem, który przyczynia się do wzrostu eksportu żywności, są także wyjazdy Polaków do pracy za granicą, zwłaszcza do Wielkiej Brytanii.
– Jedni mówią o przyzwyczajeniu do polskich produktów, a inni dodają, że kiełbasa brytyjska im nie smakuje. Teraz w Wielkiej Brytanii można spotkać nie tylko wyodrębnione półki z polską wodą mineralną i fasolką po bretońsku, ale nawet sklepy z polskimi towarami w dzielnicach, gdzie nie mieszkają Polacy, tylko tam pracują. Jak się dowiedziałem, Polacy sami pytają w sklepach o polskie towary i sprzedawcy odpowiadają na takie zapotrzebowanie – mówi Radosław Bodys, ekonomista Merrill Lynch w Londynie.
– Eksport rośnie szybciej, niż zakładano, i napędza koniunkturę gospodarczą. Produkowane w Polsce towary są konkurencyjne nie tylko cenowo, ale też jakościowo, a eksport mimo gorszych relacji kursowych jest opłacalny – ocenia Grzegorz Maliszewski, ekonomista Millennium Banku.
Pewne wątpliwości co do utrzymania tak wysokiej dynamiki w najbliższych miesiącach mają już jednak przedstawiciele banku centralnego, dwucyfrowy trend będzie jednak zachowany.
– Trudno oczekiwać, że cały czas będziemy mieli do czynienia z 20-proc. wzrostem, bo także w tym przypadku działa efekt bazy. Ale nawet 10–15-proc. wzrost może być znakomitym wynikiem – mówi Józef Sobota, członek zarządu i dyrektor departamentu statystyki w NBP. – Nie zapowiada się też, aby koniunktura w Unii Europejskiej była gorsza, a do krajów
UE jest skierowane ponad 70 proc. naszego eksportu – dodaje.
Kiedyś węgiel, teraz auta
Po 1990 roku nastąpiła olbrzymia zmiana w strukturze eksportu. Miejsce surowców, w tym głównie węgla i miedzi oraz mało przetworzonych towarów, zajęły głównie wyroby elektromaszynowe, w tym przede wszystkim samochody. W trakcie ośmiu miesięcy tego roku ponad 41 proc. ogółu eksportu stanowiły właśnie te wyroby. Kilka nowych modeli i rosnący popyt w Unii Europejskiej spowodowały, że ten rok będzie kolejnym rekordowym okresem dla polskiego przemysłu motoryzacyjnego. Według szacunków Polskiej Izby Motoryzacji utrzymanie 25-proc. dynamiki wzrostu umożliwi osiągnięcie rekordowego poziomu eksportu, czyli 13,8–14 mld euro.
– Planujemy wyprodukować w 2006 roku ponad 180 tys. samochodów, a 95 proc. z nich trafi do odbiorców zagranicznych – mówi Przemysław Byszewski, rzecznik General Motors Polska, który wraz z włoskim Fiatem odpowiada za prawie cały samochodowy
eksport.
– Znacznym impulsem do wzrostu eksportu był moment wejścia Polski do Unii Europejskiej i od tego czasu można mówić nawet o swoistym boomie eksportowym – ocenia Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku Polska.
Wzrost udziału produktów z segmentu najnowszych technologii w kolejnych latach będzie wspierany przez powstające nowe fabryki takich potentatów jak Dell, LG czy Sharp.
Jakość ważniejsza od ceny
Eksporterzy podkreślają, że teraz najważniejszym argumentem w negocjacjach z partnerami handlowymi jest jakość towarów.
– Musimy być jakościowo lepsi niż konkurencja – mówi Robert Roszkowski, prezes Borga Hale, polskiego oddziału szwedzkiego producenta hal przemysłowych.
Stałym problemem towarzyszącym działalności eksportowej jest umacniający się kurs złotego, ale mimo to według badań NBP, sprzedaż eksportowa jest opłacalna dla większości przedsiębiorstw rozliczających się w tej walucie. Według badań NBP w trzecim kwartale granicą opłacalności eksportu był poziom 3,75 za euro i 3,05 za dolara.
– Kurs zawsze pozostaje problemem, a od przyszłego roku wszystkie transakcje będziemy rozliczali w euro. Bo to mimo ryzyk kursowych jest wygodniejsze – mówi prezes Borga Hale.
Adaptują się do złotego
Dyrektor finansowy Polmosu Siedlce dodaje, że trudności są jedynie przy umowach długoterminowych, zawieranych nawet w 2001 roku i przy poziomie około 4 zł za dolara.
– Sposobem na rozwiązanie tych kłopotów jest zabezpieczanie się przed ryzykiem kursowym i to właśnie czynimy, aby minimalizować ryzyko kursowe – dodaje Marek Ziemecki.
Dzięki temu, że złoty nie umacniał się gwałtownie, w ostatnim czasie warunki eksportu nie zostały gwałtowanie pogorszone.
– Polskie firmy wykazują szybką zdolność do adaptacji w nowych warunkach – dodaje członek zarządu NBP.
Adam Ambrozik, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich, podkreśla, że oprócz kursu złotego duże znaczenie ma przystąpienie Polski do strefy euro.
– To oznaczałoby likwidację ryzyka kursowego i na to czekamy – twierdzi. – Optymalny kurs dla polskich producentów powinien wynosić 3,4–3,6 zł/USD i 4,2–4,3 zł/euro wobec odpowiednio 3,02 i 3,83 na początku listopada. Przy kursie 3,90 zł/euro
eksport przestaje być opłacalny dla 36 proc. firm, przy 3,82 zł/euro, dla 50 proc., natomiast kurs 3,8115 zł/euro uznaje za zadowalający tylko 2,2 proc. eksporterów. Przy kursie relatywnie wysokim, sięgającym ostatnio 3,8 zł/euro, eksport jest nierentowny dla co trzeciej, co czwartej firmy.
Dane o eksporcie we wrześniu NBP poda 14 listopada.
„ Przy kursie 3,90 zł za euro eksport przestaje być opłacalny dla 36 proc. firm, przy 3,82 zł za euro – dla 50 proc., natomiast kurs 3,8115 zł za euro uznaje za zadowalający tylko 2,2 proc. eksporterów – mówi Adam Ambrozik, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich
PAWEŁ CZURYŁO