Korupcja odstrasza zagranicznych inwestorów
REKLAMA
Co piąta międzynarodowa korporacja nie chce ryzykować inwestycji na rynkach wschodzących z powodu nadużyć gospodarczych – pokazały przeprowadzone w 19 krajach badania (po raz dziewiąty, a w Polsce po raz pierwszy) z udziałem 586 dyrektorów i menedżerów wiodących firm.
REKLAMA
Za rynki wschodzące uznano Brazylię, Chiny i Hongkong, Indie, Meksyk, Polskę, Rosję, Singapur oraz RPA. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej okazały się najbardziej podatne na nadużycia (wskazało je 83 proc. badanych, Azję i Amerykę Łacińską – 82 proc., Afrykę – 78 proc.).
REKLAMA
– Inwestorzy negatywnie odbierają ryzyko związane z nadużyciami w naszym regionie, co wpływa na ich decyzje. Choć firmy w Polsce coraz lepiej zabezpieczają się przed takimi problemami, zapobieganie im jest wciąż niedostateczne – twierdzi Iwona Kozera, partner w Ernst and Young.
Za największe zagrożenie uznano korupcję (48 proc. badanych), a jedna piąta przedsiębiorców obawia się zmowy swoich pracowników z trzecią stroną. Jest to proporcja zupełnie inna od tej, jaka panuje na świecie. Tam najpoważniejsze ryzyko wiąże się ze sprawozdaniami finansowymi spółek. Z kolei w Polsce nie przywiązuje się do tego specjalnego znaczenia.
Według Mariusza Witalisa, starszego menedżera w Ernst and Young, przyczyny tej rozbieżności ilustruje przykład USA i Polski: jeśli badający amerykańska spółkę audytor wniesie zastrzeżenia, rynek natychmiast reaguje, kurs akcji spada. Tymczasem polskie spółki często korygują sprawozdania, od zastrzeżeń aż się roi, lecz reakcji nie ma.
– Przedsiębiorcy widzą, że mankamenty sprawozdań nie powodują konsekwencji, więc nie traktują tego jako zagrożenia – tłumaczy Mariusz Witalis.
Raport wskazuje nieefektywne procedury kontroli wewnętrznej, które mogłyby zapobiec nadużyciom. W połowie polskich firm nie ma żadnych procedur, a jeśli są, to nie zostały przetłumaczone na język polski lub nie zapoznano z nimi pracowników.
Adam Woźniak
REKLAMA
REKLAMA