Większe limity mleka nie dla wszystkich
REKLAMA
Jednak minister rolnictwa Andrzej Lepper jest przekonany, że kary będą mniejsze. To dlatego, że Polska nie wykorzystała swojej kwoty bezpośredniej (ok. 100 mln litrów), czyli mleka, jakie rolnicy mieli prawo sami sprzedawać z pominięciem mleczarni. Andrzej Lepper powiedział "Gazecie", że ma zgodę Brukseli na zwiększenie limitów o niewykorzystaną kwotę bezpośrednią. - Ciągle nie mamy żadnego potwierdzenia na piśmie tej decyzji. Jeśli tylko Bruksela nas oficjalnie zawiadomi, przystąpimy do zbilansowania kwot mlecznych - mówi Jarosław Iwański, rzecznik Agencji Rynku Rolnego.
ARR ma czas do końca lipca na przygotowanie ostatecznego rozliczenia. Wówczas zawiadomi każdego rolnika, ile będzie musiał zapłacić za każdy przekroczony litr. Według Andrzeja Leppera będzie to 36 gr. A ponieważ mleczarnie ściągały już od rolników po 20 gr za każdy litr jako zaliczki na poczet kar, to teraz musieliby oni dopłacić po 16 gr.
W obecnym sezonie (który skończy się 31 marca 2007 r.) nasi rolnicy będą mogli skorzystać z dodatkowej kwoty tzw. restrukturyzacyjnej. Będzie się ona należała tylko tym rolnikom, którzy sprzedają rocznie nie więcej niż 800 tys. litrów, a swoje limity przekroczyli o minimum 5 tys litrów. Takich rolników jest w kraju ok. 35 tys. Tyle zresztą już wpłynęło wniosków do ARR o dodatkowe limity na ten sezon. A zatem tylko co czwarty rolnik, któremu grożą kary, skorzysta z kwoty restrukturyzacyjnej.
Rolnicy są więc mocno rozgoryczeni, zwłaszcza najwięksi dostawcy, którzy dostarczają ponad 800 tys litrów rocznie. Właśnie tacy rolnicy najbardziej uwierzyli w opłacalność mleczarstwa i najwięcej zainwestowali w obory i sprzęt oraz zakup wysokomlecznych krów. Dla nich Sejm, przyjmując na początku roku ustawę o rynku mleka, w ogóle nie przewidział zwiększenia limitów.
Zbyt niskie limity produkcji mleka to także problem wielu innych krajów unijnych. Kary za nadprodukcję mleka w roku ubiegłym zapłaciły Austria, Irlandia, Niemcy, Dania, Holandia, Belgia i Włochy.
Włosi borykają się od 10 lat z nadprodukcją mleka. Kiedy wchodzili do Unii, mieli taką samą sytuację jak Polska - niedużą produkcję, więc dostali od Brukseli niewielkie kwoty mleczne. Potem ich mleczarstwo się rozwinęło, m.in. poprzez produkcję i eksport takich przysmaków jak ser parmezan i podobny do niego, ale tańszy, grana padano, twarożku ricotta, mozzarelli i mascarpone. Ceny mleka poszybowały więc w górę, a rolnicy zwiększali produkcję. Dziś rozpaczają nie tylko dlatego, że co roku płacą kary za nadprodukcję, ale też dlatego, że ceny skupu mleka cały czas spadają - przed 10 laty mleko było dwa razy droższe niż obecnie.
Od lat co roku Włosi walczą więc w Unii o większe limity produkcji. Jak dotąd bez skutku.
- Gdybyśmy mieli większą wyobraźnię, to byśmy walczyli o wyższe limity w trakcie negocjacji z Brukselą. Teraz na każdą zmianą limitów muszą zgodzić się wszystkie kraje Unii, a to jest przecież wbrew interesom niektórych z nich - mówi Steffano Cavazzini, rolnik, a zarazem prezes zakładu produkującego parmegiano reggiano pod Parmą.
Do Włoch napływa bowiem dziś mleko z innych krajów Unii, gdzie jest tańsze. W Danii, Słowenii, na Węgrzech za litr mleka trzeba zapłacić 0,3 euro (w Polsce 0,25 euro), a we Włoszech nawet 0,37 euro.
REKLAMA
REKLAMA