Inwazja polskich glazurników
REKLAMA
"Nie są to ludzie pracujący na czarno, lecz jak najbardziej legalnie działający samodzielnie rzemieślnicy, którzy zatrudniani są przez niemiecką firmę jako podwykonawca" - wyjaśnia "Berliner Zeitung".
Zdaniem gazety, wykorzystują oni luki w przepisach o przystąpieniu do Unii Europejskiej, które regulują możliwości podejmowania pracy przez obywateli nowych krajów UE. Berlińskie ministerstwo gospodarki, Izba Rzemieślnicza i związki zawodowe nie są zadowolone z powodu tej "kreatywności", ponieważ równocześnie coraz więcej niemieckich rzemieślników traci pracę.
Rzemiosło i związki zawodowe mówią o prawdziwej inwazji polskich jednoosobowych firm - czytamy. Z danych związku budowlańców IG Bau wynika, że liczba niemieckich pracowników w branży budowlanej w Berlinie zmalała z 9078 w 2003 r. do 7467 w 2004 r.
W tym samym czasie liczba zgłoszeń samodzielnej działalności gospodarczej przez Polaków wzrosła dziesięciokrotnie - z 289 do 2732. Szczególną popularnością cieszy się śródmieście Berlina, gdzie liczba Polaków wykonujących samodzielną działalność gospodarczą wzrosła z 59 w 2003 r. do 784 w roku ubiegłym. Liczba zarejstrowanych glazurników podskoczyła w ciągu dwunastu miesięcy z 230 do 1204.
"Berliner Zeitung" zwraca uwagę, że współpraca z polskimi rzemieślnikami jest bardzo opłacalna dla niemieckich firm. Polacy zarabiają często jedynie jedną czwartą niemieckiej stawki (12 euro). Przedsiębiorstwo oszczędza też na podatkach, ponieważ są one sprawą polskiego rzemieślnika.
Ministerstwo gospodarki landu Berlin traktuje sprawę polskich rzemieślników jako "poważny problem" - czytamy.
"Polacy pracują w grupach i mają stały czas pracy, co oznacza, że pozorują samodzielną działalność gospodarczą i pracują nielegalnie" - powiedział rzecznik ministerstwa Christoph Lang.
Niemcy mogą chronić swój rynek pracy przed pracownikami z Polski i innych nowych krajów UE do 2011 r. W przypadku podejmowania samodzielnej działalności gospodarczej nie ma takich ograniczeń.
REKLAMA
REKLAMA