Kredytobiorcy nie wiedzieli, że spekulowali na walutach
REKLAMA
REKLAMA
Sondowanie przyszłych kursów walut jest obarczone tak dużym ryzykiem popełnienia błędu, że każdy kto się tego podejmuje jest niewiarygodny. Osoby zaciągające kredyty hipoteczne w walucie obcej nie dostrzegały tego problemu. Często nieświadomie stały się spekulantami walutowymi.
REKLAMA
REKLAMA
Kurs franka szwajcarskiego, w którym wyrażonych jest około 70 proc. wartości udzielonych w Polsce kredytów hipotecznych, dziennie waha się przeciętnie o kilka procent. Rano może być wyceniany na 3 zł, a wieczorem na 2,9 zł. Zmiana wyceny franka o 10 groszy przekłada się na zmianę wartości hipotecznego zadłużenia Polaków o bagatela 4,5 mld zł! Z kolei z punktu widzenia przeciętnej wysokości kredytu hipotecznego, szacowanej przez porównywarkę finansową Comperia.pl na poziomie około 270 tys. zł, wahnięcie kursu przełoży się na zmianę wartości kredytu o około 9 tys. zł.
Większość kredytobiorców nie analizuje jednak codziennie złotowej wartości walutowego zadłużenia. Myśli bowiem o kredycie w kategoriach długoterminowych. Rachuje jedynie wysokość comiesięcznej raty, a ta z uwagi na towarzyszący osłabieniu złotego spadek stóp procentowych w Szwajcarii w większości przypadków pozostaje stabilna. Problem mają jedynie ci, którzy planowali sprzedać finansowaną z kredytu nieruchomość. Nieświadomi uczestnictwa w walutowej rozgrywce, wpadli w sidła słabszego o połowę - w porównaniu z ubiegłorocznym - stanem złotego. W efekcie kredyt przewyższył wartość taniejącej nieruchomości. Nie zadziałało funkcjonujące na walutowych rynkach tzw. zlecenie stop loss, umożliwiające natychmiastowe wyjście z inwestycji. Ta musi czekać na lepsze czasy. Mocniejszej polskiej waluty i droższych mieszkań.
REKLAMA
Kupowanie nieruchomości w czasie gorączki lat 2005 - 2007 odbywało się często właściwie na oślep. Dotyczyło to nie tylko samego przedmiotu transakcji, ale często decyzji w zakresie jej finansowania. Nikt nie spodziewał się, że karta może aż tak się odwrócić. Tak samo jak nikt nie spodziewa się szybkiego powrotu lepszych czasów. Może to dobrze, że rynki bywają nieprzewidywalne. Jest w takim razie zawsze szansa na pozytywne zaskoczenie.
Większość kredytów na zakup nieruchomości została zaciągnięta nie w celach inwestycyjnych, a raczej dla spełnienia indywidualnych potrzeb. Wybór kredytu walutowego w tym przypadku wcale nie był złą decyzją. Pod warunkiem jednak, że dany kredytobiorca pamiętał, ile kosztował miesięcznie alternatywny kredyt w złotych. Czasami nawet 40 proc. więcej. Jeżeli wskazana kwota była regularnie odkładana, co powinno mieć miejsce, to wybór walutowego rozwiązania był świadomy i racjonalny. Uzbierane oszczędności to polisa na złe czasy, a te niestety się zdarzają.
REKLAMA
REKLAMA