Giełdy wcale nie chcą spadać
REKLAMA
REKLAMA
Spadkom nie sprzyjają im napływające dane makroekonomiczne. Dziś były to nieco lepsze niż oczekiwano informacje z amerykańskiego rynku pracy. Może i jutro się znajdzie coś optymistycznego. W zanadrzu jest indeks nastrojów Uniwersytetu Michigan.
REKLAMA
GPW
REKLAMA
Początek handlu w Warszawie przebiegał pod znakiem optymizmu. Indeks największych spółek zyskiwał 1 proc., a WIG rósł o 0,8 proc. Byki poczuły się pewniej, bo oddaliły groźbę spadku WIG20 poniżej dobrze wszystkim znanego poziomu na odległość niemal 30 punktów. Ale euforii w ich obozie nie było widać, a niedźwiedzie też nie paliły się do odważniejszych akcji. Przez pierwsze dwie godziny sesji zmiany były symboliczne. Pierwsze skrzypce grał tym razem duet w składzie KGHM i PKN Orlen. Tu żadnych niespodzianek nie było. Papiery obu firm rosły po ponad 2,5 – 3 proc. Telekomunikacja Polska, podobnie jak wczoraj, czekała w odwodzie przy poziomie bliskim zera, by w razie surowcowego niebezpieczeństwa wesprzeć indeksy w dalszej części dnia. Wzrost wspierały też Pekao i BZ WBK, choć dziś „pomocników” było znacznie więcej, niż w trakcie ostatnich sesji. Bioton, po krótkiej przerwie, znów zaczął błyszczeć, zwyżkując o prawie 10 proc. po kolejnych zapowiedziach dotyczących strategii rozwoju spółki i kontraktów w Chinach. Widać uwierzyli w nie więksi inwestorzy, bo obroty jeszcze przed południem przekroczyły 70 mln zł.
Niemal przez cały dzień byki czuły się dość pewnie. Jednak mimo braku przeszkód zza oceanu, skąd po godzinie 15.30 migało w najgorszym razie żółte światło, przekonały się po jak niepewnym gruncie stąpają. Surowcowi potentaci trzymali się dobrze, ale odpadła Telekomunikacja, schodząc na minus i pod koniec sesji dystans indeksu największych spółek do wiadomego poziomu znów się zmniejszył. Tradycja słabych końcówek sesji znów została utrzymana. Tyle, że tym razem indeksom udało się zakończyć nad kreską. WIG20 zyskał 0,67 proc., WIG wzrósł o 0,66 proc., mWIG40 skoczył o 0,96 proc., a wskaźnik najmniejszych firm zwiększył swoją wartość o 0,87 proc. Obroty wyniosły prawie 1,3 mld zł, utrzymują się na przyzwoitym poziomie i trzeci dzień z rzędu rosną.
Giełdy zagraniczne
W trakcie wczorajszej sesji w Stanach Zjednoczonych nastroje znów były bardzo zmienne. Po niezłym początku indeksy poleciały w dół i wydawało się, że spadki są nieuchronne. Wskaźniki jednak znów zawróciły do góry, ponownie spadły i zakończyły dzień w okolicach zera. Dow Jones wzrósł o 0,18 proc., a S&P500 zniżkował o 0,17 proc. Sytuacja znów więc daleka od wyjaśnienia i nerwy inwestorów nadal wystawione są na poważną próbę.
REKLAMA
Spośród indeksów czternastu giełd azjatyckich siedem było dziś na plusie i siedem na minusie. Wśród zniżkujących dominował Nikkei, który leci w dół szóstą sesję z kolei. W wyniku tego ruchu stracił już 7 proc. Dziś spadał o 1,2 proc. Zwyżkowały parkiety na Tajwanie, w Szanghaju i w Bombaju, poza tym pierwszym zmiany jednak nie były zbyt duże i nie przekraczały 1 proc.
Inwestorzy w Europie zaczęli dzień umiarkowanie optymistycznie. Londyński FTSE zyskiwał 0,3 proc., paryski CAC40 rósł o 0,4 proc., a DAX „skoczył” aż o 0,7 proc. Pierwsze godziny handlu przyniosły powiększenie wzrostów do nieco powyżej 1 proc. Optymizm był dość powszechny. Oparły mu się jedynie parkiety w Tallinie, Sofii i Rydze. Później dołączył do nich jeszcze moskiewski RTS. Do najsilniejszych rynków należał dziś Frankfurt. Ale to chyba tylko odreagowanie po sporych spadkach z początku miesiąca. Dobre nastroje utrzymały się do końca dnia w przypadku większości giełd. Ale o żadnych szaleństwach nie było mowy. Poza DAX-em niewielu udało się wyskoczyć ponad 1,5 proc. (w tym gronie znalazły się frankfurckie subindeksy firm technologicznych i średnich spółek). Koniec dnia przyniósł lekkie pogorszenie się nastrojów i zmniejszenie skali wzrostów.
Waluty
Po wczorajszym umocnieniu się dolara, dziś rano europejska waluta odzyskiwała utracone pole. Jeszcze w środę wieczorem jej notowania zbliżały się do poziomu 1,38 dolara za euro, dziś wróciły do ponad 1,39 dolara. Złoty zaczął od mocnego uderzenia. Z osiągniętego wczoraj wieczorem poziomu prawie 3,2 zł za dolara, dziś zostało 3,15 zł. Sięgająca 5 groszy przecena „zielonego” w ciągu jednaj nocy robi wrażenie. Równie odważnie nasza waluta poczynała sobie wobec euro, które staniało z 4,43 zł do 4,38 zł, czyli także o 5 groszy. Za franka wczoraj pod koniec dnia płacono 2,93 zł a dziś rano 2,89 zł. I wcale na tym nie poprzestawał. Siła złotego była całkiem nadzwyczajna, a zawdzięczaliśmy ją najpewniej zapewnieniom ministra finansów o możliwości wejścia naszej waluty do systemu ERM II jeszcze w tym roku. Około godziny 16.00 dolara można było kupić za jedyne 3,12 zł, euro za 4,36 zł, a franka za 2,88 zł. Dolar słabł wobec euro, bo na giełdach przeważały wzrosty.
Podsumowanie
Wypada tylko powtórzyć opinię, że wzrostowo-boczny trend trwający ponad cztery miesiące nie jest łatwo „obalić” niedźwiedzią łapą w ciągu kilku dni. Trzeba się nad tym zadaniem trochę wysilić. Tymczasem powodów do wzmożonej wyprzedaży akcji i realizacji czarnego scenariusza powrotu do wiosennych dołków jakoś nie widać. Inwestorzy są zniecierpliwieni oczekiwaniem na wyraźniejsze sygnały poprawy sytuacji gospodarczej, ale chyba nie tak bardzo, by stracić nadzieję na powiększenie zysków. Na razie sprawdza się teza o wakacyjnym uspokojeniu. Pełnia sezonu publikacji wyników amerykańskich firm jeszcze przed nami. Na emocje pewnie poczekamy jeszcze kilka dni. Okazji nie zabraknie w przyszłym tygodniu.
REKLAMA
REKLAMA