Nadzieja na wzrosty utrzymuje się
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Mimo fatalnych nastrojów w Europie, spowodowanych przedłużającymi się negocjacjami w sprawie pomocy dla Grecji, indeksy na nowojorskim parkiecie postanowiły w poniedziałek uwidocznić swoją niezależność. Notowania rozpoczęły w okolicach poziomu z piątkowego finiszu. Już wydawało się, że to tylko chwilowa ekstrawagancja, gdy skala zwyżki zaczęła się powiększać. W najlepszym momencie S&P500 znalazł się minimalnie powyżej 1280 punktów, zyskując niemal 0,7 proc. Ta bariera okazała się zbyt trudna nie tylko do przejścia, ale i do utrzymania. Podaż skontrowała, ale zbyt wielkich sukcesów nie udało jej się osiągnąć. Byki kontrolowały sytuację i ostatecznie skończyło się wzrostem o 0,5 proc.
REKLAMA
Odbicie po spadkowej serii, które trwa już trzecią sesję z rzędu, wciąż jest bardzo rachityczne. Liczy sobie zaledwie 13 punktów, ale kto wie, czy nie stanowi próby ubicia gruntu pod większe odreagowanie, które mogłoby doprowadzić S&P500 choćby do 1300 punktów. Wczorajsza sesja dowodzi, że chęć do wzrostów istnieje, nawet bez specjalnych powodów fundamentalnych. Bardziej trwałej zmiany nie zwiastuje, ale jeśli pojawi się choćby cień optymizmu w danych makroekonomicznych lub zdecydowany ton komunikatu po środowym posiedzeniu Fed, możemy być świadkami nieco większego odreagowania. W końcu nie ma co bez przerwy płakać nad Grecją. Dziś poznamy wyniki sprzedaży domów na rynku wtórnym w maju, a środowy wieczór z Benem Bernanke w roli głównej może wiele wyjaśnić.
Przeczytaj również: Czy nastąpi poprawa koniunktury?
Nieoczekiwane tąpnięcie indeksu naszych blue chipów na końcowym fixingu było mocno deprymujące. Szczególnie po spokojnym przebiegu handlu przez większą część dnia. Bujanie się indeksu w okolicach 2850 punktów, czyli około 1 proc. poniżej piątkowego zamknięcia, nie było niczym strasznym. Ale tak gwałtowny zjazd poniżej 2830 punktów nie świadczy o sile naszego rynku najlepiej. Na szczęście spadek nastąpił przy niewielkich obrotach. Jego skala, w przypadku sporej części kursów małych i średnich spółek, wskazuje na rosnącą nerwowość warszawskich inwestorów. W przypadku WIG20 byki w jednej chwili straciły ciężko wypracowany dorobek poprzednich siedmiu sesji, kiedy to trzymały indeks w ruchu bocznym, podczas gdy na świecie mieliśmy duże spadki. Kompensowanie 40-punktowej różnicy między kontraktem na WIG20 a indeksem wczoraj dokonało się w znacznej mierze dzięki spadkowi tego ostatniego. Sam kontrakt też nie próżnował i jego wartość zatrzymała się tuż ponad 2800 punktami. Byki muszą martwić się teraz, by indeks nie poszedł tym śladem. Różnica zmalała do 22 punktów.
Polecamy serwis: Kredyty
Giełdy azjatyckie podchwyciły amerykański optymizm. Na godzinę przed końcem handlu Nikkei rósł o 1 proc. Po 0,3-0,6 proc w górę szły wskaźniki w Hong Kongu i na Tajwanie. Shanghai B-Share zyskiwał 1,5 proc., a Shanghai Composite 0,5 proc. Kontrakty na amerykańskie indeksy także zwyżkowały po około 0,15 proc., sugerując, że poniedziałkowy wzrost może być kontynuowany.
Roman Przasnyski, Open Finance
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.