Premier chce ograniczyć napływ ukraińskiego zboża
REKLAMA
REKLAMA
- Mniej ukraińskiego zboża w Polsce?
- Co odpowie UE na ograniczenie wpływu ukraińskiego zboża do Polski?
- Wśród propozycji cło
- Jak wygląda import zboża z perspektywy Brukseli?
- Rząd gotowy na sankcje finansowe?
Mniej ukraińskiego zboża w Polsce?
"Chcę jednoznacznie powiedzieć, że poleciłem panu premierowi Kowalczykowi wypracowanie odpowiednich zasad, bardzo szybko, które nie tylko pozwolą nam upłynnić część zboża, które zostało zgromadzone w Polsce, to znaczy sprzedać w północnej Afryce, na Bliskim Wschodzie - tam, gdzie zresztą to zboże miało trafiać - ale również wprowadzenie odpowiednich przepisów, zapisów, które będą pozwalały ograniczyć wpływ zboża ukraińskiego do Polski" - podkreślił Morawiecki.
REKLAMA
"To zboże dzisiaj destabilizuje nasz rynek. My sobie z tego zdajemy sprawę i dlatego pan minister rolnictwa i rozwoju wsi dostał jednoznaczne zadanie, aby ograniczyć ten wpływ zboża" - dodał.
Co odpowie UE na ograniczenie wpływu ukraińskiego zboża do Polski?
Premier powiedział też, że specjalny list w sprawie napływu zboża ukraińskiego do Polski, zostanie skierowany do przewodniczącej Ursuli von der Leyen.
"Podczas ostatniej Rady Europejskiej uzgodniłem z premierami kilku krajów Unii Europejskiej, tych które graniczą z Ukrainą, że przekażemy list do przewodniczącej Ursuli von der Leyen, do Komisji Europejskiej, z żądaniem natychmiastowego działania, natychmiastowego wykorzystania wszystkich instrumentów, wszystkich dostępnych procedur i przepisów, aby ograniczyć wpływ zboża ukraińskiego na rynki krajów sąsiadujących z Ukrainą" - przekazał szef rządu.
Wśród propozycji cło
REKLAMA
Wyjaśnił, że w piśmie skierowanym do KE zaproponowano "wszelkie możliwe środki łącznie z kontyngentami, cłami ochronnymi, różnymi przepisami, które ograniczą wwóz na zasadzie docelowego kraju wwozu, jakim w tym przypadku byłaby Polska". Dodał, że nie będzie przeszkód, jeżeli ktoś będzie chciał przewozić zboże przez terytorium Polski do Gdańska i stamtąd dalej do Afryki i na Bliski Wschód czy do innych krajów świata.
Morawiecki zaznaczył, że list to żądanie nie tylko pieniędzy. "Tych pieniędzy trochę dostajemy od UE, na razie daleko za mało, około 200 mln zł. Musimy dokładać około 2 mld zł z naszego krajowego budżetu, aby ulżyć rolnikom. Jednocześnie część tych środków odzyskamy, bo my to zboże sprzedamy na rynkach światowych" - wyjaśnił premier. Podkreślił, że oprócz tego "domagamy się użycia wszelkich instrumentów regulacyjnych, które ograniczą wwóz, albo zablokują wwóz zboża ukraińskiego do Polski".
Zwrócił uwagę, że na ceny złóż wpływ ma głównie to, co dzieje się na światowych rynkach. "Są światowe giełdy zbóż i to one determinują ceny zboża w Polsce również, ale na te ceny nie mamy wpływu - to jest rynek światowy. Natomiast mamy wpływ na ten dodatkowy czynnik, który jeszcze destabilizuje rynek polski zbóż, czyli wwóz zboża ukraińskiego i tutaj działamy w sposób zdecydowany" - zapewnił premier.
Jak wygląda import zboża z perspektywy Brukseli?
REKLAMA
Szef rządu wskazał też, że ponieważ Polska jest częścią jednolitego rynku, Unia Europejska traktuje przywóz zboża z Ukrainy jako wwóz na terytorium wewnętrznego rynku, a zatem Polska nie powinna plombować wagonów czy samochodów ciężarowych, które wjeżdżają na nasze terytorium i które deklarują, że na przykład jadą do innych krajów członkowskich.
"Kryzys jest tak potężny, że dzisiaj rozważamy również użycie tych instrumentów, (...) co do których nie mamy zgody Komisji Europejskiej - ja to wprost mówię, najwyżej zostaniemy później ukarani" - zadeklarował Mateusz Morawiecki.
Podkreślił, że Polska podjęła działania wobec Komisji Europejskiej w styczniu, a w lutym został skierowany formalny wniosek.
Rząd gotowy na sankcje finansowe?
"Rozmowy toczone są już od trzech, czterech miesięcy, ale my zgody na plombowanie nie mamy. To trzeba wprost sobie powiedzieć, to jest działanie, no użyję ostrożnych słów, z pogranicza dopuszczalnych działań na jednolitym rynku Unii Europejskiej, jednak kryzys jest taki, ze strony Komisji Europejskiej reakcji właściwej nie ma. Ja żądam tej reakcji, domagam się tej reakcji i dlatego my sami będziemy podejmowali kolejne kroki. Najwyżej zostaniemy w przyszłości ukarani, trudno, pokazaliśmy w przypadku Turowa, że potrafimy działać i nie boimy się tych kar" - podsumował premier.
REKLAMA
REKLAMA