REKLAMA

REKLAMA

Kategorie
Zaloguj się

Zarejestruj się

Proszę podać poprawny adres e-mail Hasło musi zawierać min. 3 znaki i max. 12 znaków
* - pole obowiązkowe
Przypomnij hasło
Witaj
Usuń konto
Aktualizacja danych
  Informacja
Twoje dane będą wykorzystywane do certyfikatów.
Porada Infor.pl

Jak funkcjonował czarny rynek 20 – 30 lat temu?

 Comperia.pl
Porównywarka finansowa nr 1
Aby lepiej zrozumieć motywy postępowania ludzi w wieku średnim, warto cofnąć się 20 – 30 lat wstecz.
Aby lepiej zrozumieć motywy postępowania ludzi w wieku średnim, warto cofnąć się 20 – 30 lat wstecz.
inforCMS

REKLAMA

REKLAMA

Jakie sposoby oszczędzania preferowano dwie – trzy dekady temu? Na czym można było dużo zarobić w czasach PRL-u? Analitycy finansowi odpowiadają na te pytania.

REKLAMA

Dzisiejsza młodzież oraz pokolenie 30-latków z niedowierzaniem może słuchać swoich rodziców i dziadków, wspominających szalone czasy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Odnalezienie się w rzeczywistości, która – dla większości „na szczęście” – minęła bezpowrotnie, z perspektywy dzisiejszych dni wydaje się nie lada wyzwaniem. A jaki był finansowy „Miś” na miarę tamtych czasów?

REKLAMA

Dziś spłacający raty walutowego kredytu mieszkaniowego narzekają na okropne banki, ustanawiające spread walutowy na poziomie nawet kilkunastu procentów. To istotnie niemiłe, ale nie takie kwiatki już w Polsce istniały. Bo jak określić choćby taką sytuację, gdy pracujący w czasach PRL-u na obczyźnie miał możliwość wpłacenia zarobionych pieniędzy na swoje konto walutowe, ale w Polsce mógł wybrać tylko złotówki, i to o śmiesznie małej wartości, w porównaniu z zarobkiem. Nijak skorelowany z rzeczywistością kurs złotego do dolara sprawiał, że tak naprawdę istniał drugi przelicznik – kurs czarnorynkowy. Rolę „kantorów” przejęli działający nielegalnie cinkciarze, zazwyczaj czekający na swoich „klientów” pod Pewexami.

REKLAMA

Na dolarach można było zrobić niezły interes. Przykładowo, w październiku 1977 r. amerykański pieniądz, licząc po kursie wolnorynkowym – na czarnym rynku – kosztował 120 zł. W ciągu 3-4 miesięcy zdrożał o 15-20 zł – kurs zależał wszak od kondycji finansowej państwa. A ta pogarszała się. Cena dolarów skokowo rosła – jeśli trafiło się na dobry czas, w ciągu kilku tygodni można było zyskać na różnicy kursów kilkanaście proc. Warto było mieć wtedy znajomych, zwłaszcza takich, którzy pracowali na zagranicznych kontraktach. Przydatni okazywali się też „obrotni” przyjaciele, potrafiący przywieźć do kraju walutę.

Waluta zza oceanu nie była bynajmniej jedynym dobrem zagranicznym, na którym zarabiało się. Ba, każda wycieczka musiała wręcz się zwrócić. Jeżdżono zatem z biurem podróży do krajów demoludu, a tam handlowało różnymi towarami – przykładowo do Kijowa warto było jechać z markowymi ubraniami i kosmetykami, które sprzedawano tam, uzyskując dolary. Z kolei do NRD woziło się frotki – gumki do włosów, które tam chodziły po marce. Co bardziej obrotni wsiadali do pociągu relacji Warszawa-Berlin Zachodni i podróżując w strasznych warunkach, w tłoku i dymie, przy braku toalet, docierali do stolicy Niemiec. Tam kupowali komputery, np. ZX Spectrum i sprzedawali je z kilkukrotną przebitką w Leningradzie, dzisiejszym Sankt Petersburgu.

Za naszą wschodnią granicą utrzymywał się bardzo duży popyt na rozmaite towary. Opłacało się handlować w szczególności z mieszkańcami wielkich miast byłego Związku Radzieckiego. Kupowali dosłownie wszystko – od gum do żucia po sprzęt elektroniczny. Oczywiście, najwięcej zyskiwali Ci, którzy nie dali sobie wciskać rubli, lecz otrzymywali zapłatę z twardej walucie – najlepiej w dolarach. A skąd mieli je Rosjanie, np. mieszkańcy Sankt Petersburga? Od Skandynawów – np. Finów, u których wódka była bardzo droga. Zaradni mieszkańcy Północnej Europy masowo odwiedzali blisko położone, radzieckie miasta, gdzie zaopatrywali się w „ognistą wodę”, płacąc za nią w amerykańskiej walucie.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Ale wróćmy do Polski. Nielegalny handel, i to nie tylko dolarami, był wodą na finansowy młyn dla wielu, bardzo wielu Polaków. Stanowił namiastkę wolnego rynku, w których podaż spotyka się z popytem tam, gdzie wypada, a nie tam, gdzie zażyczą sobie tego władze. A że podaż niemalże w każdym przypadku, nie licząc octu, była znikoma, czarny rynek kwitł w najlepsze, generując olbrzymie zyski. Przykładowo, jeśli ktoś pracował w fabryce pralek, to przysługiwała mu raz na jakiś czas nowa maszyna po naprawdę atrakcyjnej cenie. Z duszą na ramieniu można było podejść do przemykających pod bramami zakładu handlarzy – „pośredników”, i zaproponować im odsprzedanie urządzenia. Choć komunistyczna władza surowo karała spekulantów, interes kwitł, bo kilkukrotne przebicie kusiło. Gdzie znajdziemy dzisiaj okazję, aby „głupim” zestawem opon do malucha czy futrami spłacić sporą część kredytu? To były dziwne czasy...

Dowiedz się także: Dlaczego w Europie płaca minimalna gwarantuje zakup dwa razy większego mieszkania?

Można było też oszczędzać na przyzwoitsze sposoby. Funkcję dzisiejszych kont osobistych, oszczędnościowych, lokat itd. spełniały książeczki oszczędnościowe. Zanoszono do banku pieniądze, w książeczce nanoszono wpis o przyjętej kwocie, potwierdzany pieczątką. Środki można było zdeponować nawet na 36 miesięcy, zyskując na tym 4,5 - 5 proc. Działało to jak dzisiejsze ROR-y. Najwięcej osób posiadało książeczkę w PKO, ale były istniały inne banki państwowe - np. BGŻ, ponadto na rynku funkcjonowały banki spółdzielcze. Notabene, do dziś w banku PKO BP istnieje coś takiego jak książeczka obiegowa.

Książeczki oszczędnościowe prowadzone były także na określony cel. Istniały choćby książeczki samochodowe czy motocyklowe. I tutaj, nie do końca zgodnie z prawem, można było nieźle zarobić. Przykładowo, maluch kosztował w latach 70. ok. 262 tys. zł, ale człowiek, który kupił go w tej cenie na podstawie książeczki, mógł odsprzedać pojazd... nawet za 500 tys. zł. Co więcej, niektóre z książeczek uczestniczyły w losowaniach, zwanych wówczas „ciągnieniami”. Depozyty było nisko oprocentowane, ale umożliwiały wylosowanie nagrody – najczęściej pojazdu mechanicznego lub sprzedu AGD. Za każdy wkład przysługiwał 1 los – zatem większe oszczędności oznaczały więcej szans na wygraną.

Warto wspomnieć też o innych książeczkach – mieszkaniowych. Uprawniały one do ubiegania się o mieszkanie spółdzielcze. Tych ostatnich było jak na lekarstwo, więc na książeczkach mieszkaniowych oszczędzały już... kilkuletnie dzieci. Oczywiście rękami swoich rodziców, ale jednak. Obecnie brzmi to jak kuriozum, chociaż czy na pewno? Dziś do przedszkola czy żłobka usiłuje zapisywać się nienarodzone jeszcze dzieci…

Polecamy serwis: Lokaty

Były zresztą i programy oszczędnościowe stricte dla najmłodszych. Chodzi oczywiście o Szkolne Kasy Oszczędności, czyli filie SKO. Jak działały? Uczniowie wpłacali nauczycielowi pieniądze, ten odnosił je do banku, a podopiecznym zapisywał na książeczce wpłacane kwoty. Uczniowie nie mieli od tego procentów, ale za to szkoła dostawała różnego rodzaju gratisy, np. piórniki PKO dla uczniów, którzy oszczędzali najwięcej. Pomysł całkiem dobry – uczył młodych ludzi oszczędzania. Wielkość wpłat była wyznacznikiem sytuacji rodzinnej lub gospodarności ucznia. Ba, zorganizowano nawet akcję „październik miesiącem oszczędzania”.

W czasach PRL-u zysku szukano także w innych aktywach. Dziś nazwalibyśmy to alternatywnymi inwestycjami. Na przykład w złoto, albo ogólniej – „wszystko, co się świeci”. Oprócz wyrobów jubilerskich, niemałą popularnością cieszyły się tzw. świnki. Były to złote pięciorublówki z przełomu XIX i XX wieku. Zainteresowaniem cieszyły się też południowoafrykańskie monety krugerrandy – ponoć „najbardziej znane złote monety bulionowe na świecie”), złote dwudziestodolarówki oraz polskie monety okolicznościowe, np. z okazji wyboru papieża Polaka. Takie zainteresowanie numizmatami można skwitować krótkim, acz logicznym wywodem - ludzie inwestują w złoto, kiedy idą złe czasy. A w PRL-u rzadko kiedy można było mieć poczucie, że Polska będzie krainą mlekiem i miodem płynącą. Choć propaganda wieściła co innego.

Polska Ludowa oraz początek kapitalizmu były rajem dla spryciarzy. Dotarliśmy do ciekawej historii, dotyczącej tzw. zakładowych kas zapomogowych. Otóż pewien mężczyzna pożyczył od 100 osób po 1 mln zł – była to kwota, odpowiadająca mniej więcej jednej piątej ówczesnego wynagrodzenia. Uzyskane 100 milionów wpłacił do kasy jako wkład, następnie szybko zgłosił się po pożyczkę, dostał jakieś 250 milionów i po oddaniu wierzycielom miał 150 milionów, za które wybudował dom.

W zakładowych kasach zapomogowych można było pożyczyć środki w kwocie dwóch wkładów i dwóch pensji. Wkład obejmował pulę pieniędzy, którą zdążyło się odłożyć jako pracownik zakładu. Każdy pracownik deklarował, jaką kwotę chce odprowadzać miesięcznie do kasy zapomogowej i tyle właśnie środków odtrącano mu z pensji.

To tylko jedna z opowieści o finansowej przebiegłości z czasów Polski Ludowej albo inaczej – „przełomu systemów”, których niezliczone ilości przekazywane są pod strzechami polskich domów. Porównanie tamtych czasów ze współczesnością może okazać się trudne, bo chociaż i wówczas i dziś wszystkim zależy na tym, żeby jak najwięcej zarobić i jak najmniej wydać, to jednak obie rzeczywistości wydają się być z różnych bajek. Obecnie bogacenie się następuje na tzw. „wolnym” rynku. Oprocentowanie lokat czy kont oszczędnościowych zależy pośrednio od kondycji finansów państwowych, zaś wartość Twojego koszyka inwestycyjnego odzwierciedla sytuację przedsiębiorstw.

Dziś na pewno mamy nieporównywalnie więcej możliwości, a świat stoi przed nami otworem. Jednakże w praktyce wszelkie nasze działania wymagają pieniędzy i dóbr materialnych, a te – tak samo jak przed laty – bywają trudne do zdobycia. Zawsze na czasie jest handel: kupić tanio, sprzedać drogo. Gdybyśmy cofnęli się w czasie o te kilkadziesiąt lat, mówiąc o funduszach inwestycyjnych, kontach internetowych czy podatku od zysków kapitałowych, zostalibyśmy pewnie potraktowani niczym przybysze z innej planety. Zwłaszcza że nasi słuchacze nic a nic nie wiedzą o istnieniu „artefaktów” takich jak hipoteczna pętla kredytowa, którą sami sobie zakładamy na szyję, biorąc pożyczki na 30 lat.

Paweł Puchalski, Mikołaj Fidziński

Autopromocja

REKLAMA

Źródło: INFOR

Oceń jakość naszego artykułu

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna

Powiedz nam, jak możemy poprawić artykuł.
Zaznacz określenie, które dotyczy przeczytanej treści:

REKLAMA

QR Code

© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.

Moja firma
Zapisz się na newsletter
Zobacz przykładowy newsletter
Zapisz się
Wpisz poprawny e-mail
Dostawa jedzenia w majówkę nie musi być tylko do domu

Majówka w tym roku, przy dobrej organizacji urlopu, może mieć aż 9 dni. Część Polaków decyduje się na taki długi wyjazd, sporo planuje wziąć dodatkowe wolne tylko 2 maja i też wyjechać, część będzie odpoczywać w domu. Będziemy jadać w restauracjach, gotować czy zamawiać jedzenie na wynos?

Jaki jest sekret sukcesu rodzinnych firm?

Magazyn "Forbes" regularnie publikuje listę 100 najbogatszych Polaków. W pierwszej dziesiątce tegorocznego zestawienia jest kilku przedsiębiorców działających w firmach rodzinnych. Jaka jest ich recepta na sukces? 

Skuteczne kierowanie rozproszonym zespołem w branży medycznej

Zarządzanie zespołem w branży medycznej to zadanie, które wymaga nie tylko specjalistycznej wiedzy, ale też głębokiego zrozumienia dynamiki interpersonalnej i psychologii pracy. Jako przedsiębiorca i założyciel BetaMed S.A., zawsze stawiałam przede wszystkim na rozwój kompetencji kierowniczych, które bezpośrednio przekładały się na jakość opieki nad pacjentami i atmosferę panującą w zespole.

GUS: Wzrósł indeks kosztów zatrudnienia. Czy wzrost kosztów pracy może być barierą w prowadzeniu działalności gospodarczej?

GUS podał, że w IV kwartale 2023 r. indeks kosztów zatrudnienia wzrósł o 1,9 proc. kdk i 12,8 proc. rdr. Mimo to zmniejszył się udział firm sygnalizujących, że wzrost kosztów pracy lub presji płacowej może być w najbliższym półroczu barierą w prowadzeniu działalności gospodarczej.

REKLAMA

Biznesowy sukces na rynku zdrowia? Sprawdź, jak się wyróżnić

W Polsce obserwujemy rosnącą liczbę firm, które specjalizują się w usługach związanych ze zdrowiem, urodą i branżą wellness. Właściciele starają się wyjść naprzeciw oczekiwaniom klientów i jednocześnie wyróżnić na rynku. Jak z sukcesami prowadzić biznes w branży medycznej? Jest kilka sposobów. 

Wakacje składkowe. Dla kogo i jak z nich skorzystać?

Sejmowe komisje gospodarki i polityki społecznej wprowadziły poprawki redakcyjne i doprecyzowujące do projektu ustawy. Projekt ten ma na celu umożliwić przedsiębiorcom tzw. "wakacje składkowe", czyli przerwę od płacenia składek ZUS.

Czego najbardziej boją się przedsiębiorcy prowadzący małe biznesy? [BADANIE]

Czego najbardziej boją się małe firmy? Rosnących kosztów prowadzenia działalności i nierzetelnych kontrahentów. A czego najmniej? Najnowsze badanie UCE RESEARCH przynosi odpowiedzi. 

AI nie zabierze ci pracy, zrobi to człowiek, który potrafi z niej korzystać

Jak to jest z tą sztuczną inteligencją? Zabierze pracę czy nie? Analitycy z firmy doradczej IDC twierdzą, że jednym z głównych powodów sięgania po AI przez firmy jest potrzeba zasypania deficytu na rynku pracy.

REKLAMA

Niewypłacalność przedsiębiorstw. Od początku roku codziennie upada średnio 18 firm

W pierwszym kwartale 2023 r. niewypłacalność ogłosiło 1635 firm. To o 31% więcej niż w tym okresie w ubiegłym roku i 35% wszystkich niewypłacalności ogłoszonych w 2023 r. Tak wynika z raportu przygotowanego przez ekonomistów z firmy Coface.  

Rosnące płace i spadająca inflacja nic nie zmieniają: klienci patrzą na ceny i kupują więcej gdy widzą okazję

Trudne ostatnie miesiące i zmiany w nawykach konsumentów pozostają trudne do odwrócenia. W okresie wysokiej inflacji Polacy nauczyli się kupować wyszukując promocje i okazje cenowe. Teraz gdy inflacja spadła, a na dodatek rosną wynagrodzenia i klienci mogą sobie pozwolić na więcej, nawyk szukania niskich cen pozostał.

REKLAMA