Brak postępu w sprawie udzielania firmom poręczeń i gwarancji
REKLAMA
Rozporządzenie jest konsekwencją uchwalenia przez Sejm 2 kwietnia 2009 r. nowelizacji ustawy o poręczeniach i gwarancjach SP w związku z realizacją rządowego Planu Stabilności i Rozwoju. W założeniu nowe przepisy mają doprowadzić do wymiernego rozwoju bezpiecznej akcji kredytowej dla małych i średnich przedsiębiorstw. Przewidziano na to 20 mld zł.
REKLAMA
REKLAMA
Tempo wprowadzenia pomocy ma ogromne znaczenie i jest nakazem chwili. Przedsiębiorcy czekają na odblokowanie działalności kredytowej banków. Na efekty rządowego programu trzeba będzie jednak czekać długo, wątpliwe jest nawet, czy one w ogóle nadejdą.
Rozporządzenie nie ograniczyło ogromnej liczby dokumentów i analiz, które na mocy dotychczasowych przepisów muszą przedstawiać przedsiębiorcy starający się o państwowe poręczenie. Co więcej, ilość warunków do spełnienia przewyższa wymagania obowiązujące przy ubieganiu się o klasyczny kredyt bankowy. Bardzo prawdopodobne, że nadmiar biurokracji zniechęci firmy do ubiegania się o gwarancje Banku Gospodarstwa Krajowego, a tym samym ograniczy skuteczność całego systemu wsparcia.
REKLAMA
Poręczenia i gwarancje mają być udzielane za wynagrodzeniem odpowiadającym wynagrodzeniu rynkowemu i do wysokości 60 proc. pozostającej do spłaty kwoty zobowiązania wraz z 60 proc. należnych z tego tytułu odsetek. Wysokość opłaty prowizyjnej ma być zależna od posiadanego przez podmiot wnioskujący ratingu wydanego przez agencję oceniającą wiarygodność kredytową. Jest to praktyka mało popularna w naszych warunkach, głównie z uwagi na wysokie koszty, dla małych i średnich firm często stanowiących barierę nie do przejścia. Brak ratingu oznaczać będzie pobieranie opłaty w najwyższej wysokości wynikającej z tabeli stawek. Spełnienie tych warunków przez małe i średnie firmy będzie w zasadzie niemożliwe. W efekcie zamiast ułatwień kredytowych będziemy mieli do czynienia z utrudnieniem w pozyskiwaniu kredytów.
Zawarte w rozporządzeniu zasady uzyskiwania gwarancji BGK są w wielu miejscach niejasne lub wieloznaczne. Przykładowo dotyczy to wymogu podwójnej opinii (banku-kredytodawcy i BGK) na temat sytuacji finansowej kredytobiorcy, a także oceny przedsięwzięcia, na które ma być udzielona gwarancja. Wątpliwości budzi też konieczność przedstawienia niektórych danych finansowych (np. o płynności i rentowności) bez sprecyzowania metody ich wyliczenia, co będzie skutkować znaczącym wydłużeniem procedury ubiegania się o gwarancje.
Ponadto realizacja rządowego planu będzie wymagać zawarcia umowy miedzy resortem finansów a Bankiem Gospodarstwa Krajowego. BGK z kolei musi porozumieć się z bankami. Istnieje obawa, że te ostatnie skoncentrują się na pożyczkach z poręczeniami, rezygnując w jeszcze większym stopniu niż dotychczas z tradycyjnej akcji kredytowej.
Jest to czarny scenariusz, ale nie da się go wykluczyć. Byłoby to zabójcze dla rynku i dla perspektyw wychodzenia z obecnej sytuacji kryzysowej. W tej grze stawką jest nie tylko obniżenie ryzyka kredytowego, ale również zwiększenie możliwości kredytowych banków, zwłaszcza tych słabiej kapitalizowanych. Samo przyjęcie przepisów niczego nie przesądza. Potrzeba czasu, by przekonać się o skuteczności przyjętych rozwiązań. Jeśli okaże się, że przedsiębiorcy otrzymują kredyty, dopiero wtedy będzie można mówić o sukcesie w przezwyciężeniu kluczowego „kryzysowego” problemu naszej gospodarki, jakim jest zahamowanie przez banki akcji kredytowania firm.
Janusz Zieliński, ekspert BCC ds. legislacyjnych
REKLAMA
REKLAMA