Ulga dla pracownika, ale nie dla pracodawcy
REKLAMA
– To krok w kierunku istotnego obniżenia kosztów pracy – uważa Zyta Gilowska, minister finansów.
Podkreśla, że trzeba to zrobić, aby zmniejszać ogromne bezrobocie. Druga propozycja ministerstwa dotycząca kosztów pracy to obniżenie składki na ubezpieczenie chorobowe. Ma zmaleć z 2,45 proc. podstawy wymiaru do 1,8 proc. Będzie ją jednak finansował nie tak jak obecnie pracownik, ale pracodawca.
REKLAMA
REKLAMA
To właśnie wysokie koszty pracy utrudniają obniżenie bezrobocia. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej szacuje, że obowiązkowe składki na ubezpieczenia społeczne, fundusze i podatki pochłaniają 41,9 proc. wynagrodzenia. Klin podatkowy (uwzględnia też podatki pośrednie, np. VAT) wynosi od 49 proc. do 55 proc. pensji. Połowę zarobionych pieniędzy Polacy oddają państwu. Według szacunków OECD łączne obciążenie pracy w Polsce sytuuje ją – pod względem fiskalizmu – na 11 miejscu wśród 30 krajów tej organizacji.
Wysokie koszty pracy uderzają przede wszystkim w osoby młode i słabiej wykwalifikowane. Nie mogą one znaleźć pracy, bo są dla firm za drogie. To właśnie wśród nich bezrobocie jest najwyższe. W Polsce bez pracy jest prawie 4 na 10 osób w wieku do 25 lat.
Gdyby zmiany proponowane przez MF weszły w życie, oznaczałoby to, że istotnie wzrośnie pensja netto zatrudnionych (porównaj infografika). Osoba zarabiająca tzw. średnią krajową (ponad 2380 zł) otrzymywałaby do ręki miesięcznie ponad 105 zł więcej.
REKLAMA
Zmiana ta byłaby jednak neutralna dla pracodawców. Ponoszony przez nich koszt zatrudnienia pracownika pozostałby na niemal niezmienionym poziomie. Na przykład zatrudnienie osoby zarabiającej 1000 zł brutto kosztuje obecnie firmę prawie 1207,5 zł. Po zmianach kwota ta zmalałaby zaledwie o 2 zł. Obniżenie składki rentowej (dla pracodawcy finansującego jej połowę o 2 pkt proc.) byłoby bowiem rekompensowane przeniesieniem na firmę obowiązku opłacania, obniżonej o 0,2 pkt proc., składki chorobowej.
Rozwiązanie proponowane przez MF ma więc na celu przede wszystkim zmniejszenie klina podatkowego, czyli różnicy między całkowitym kosztem zatrudnienia pracownika a jego pensją netto. Takie zmiany mają na celu legalizację zatrudnienia osób, które nie chcą oficjalnie podejmować pracy, bo ich pensja netto jest zbyt niska. MF liczy więc na to, że zwiększy się legalne zatrudnienie.
Nie jest to jednak krok w kierunku obniżenia kosztów pracy, rozumianych jako wydatek z tytułu zatrudnienia pracownika, jaki ponosi pracodawca. Firmy nie odczują żadnej ulgi.
Rafał Antczak z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych uważa, że propozycja Ministerstwa Finasów jest zła.
– To kosztowne rozwiązanie, ale bez znaczenia dla pracodawców – podkreśla.
Nie maleją ich koszty z tytułu zatrudnienia pracowników. Rafał Antczak zauważa, że wzrost pensji netto pracowników po zmianach nie będzie wystarczającą zachętą, aby osoby zatrudnione nielegalnie wychodziły z szarej strefy i podejmowały legalną pracę.
– Uważam, że lepiej byłoby takie rozwiązania adresować do wybranych grup – na przykład najbardziej narażonych na bezrobocie ludzi młodych – podkreśla.
Jego zdaniem takie zmiany powinny być radykalne i polegać na likwidacji na przykład dla tych osób składki rentowej. To zagwarantowałoby firmie, że koszt zatrudnienia tego pracownika byłby zdecydowanie, o prawie 30 proc., niższy.
– Pomysł MF może zwiększyć konsumpcję indywidualną, ale nie poprawi istotnie sytuacji na rynku pracy – podsumowuje.
Innego zdania jest Adam Ambrozik, dyrektor Departamentu Ekspertyz Ekonomiczno-Społecznych w Konfederacji Pracodawców Polskich. Uważa, że koszty pracy to jedna z głównych przyczyn ograniczających tworzenie nowych miejsc pracy i dlatego pozytywnie ocenia propozycję MF. Zauważa, że chociaż zmiany te nie będą miały istotnego znaczenie dla firm, to zmniejszenie klina podatkowego ocenia pozytywnie.
– Wzrośnie wynagrodzenie pracownika bez ponoszenia dodatkowych kosztów przez pracodawcę, co od dawna postulujemy – podkreśla.
Z kolei Henryk Michałowicz z KPP zauważa, że pole manewru do obniżania składek na ubezpieczenia społeczne jest niewielkie. Jego zdaniem duże znaczenie dla rynku pracy mają zmiany w wysokości i dostępności do świadczeń socjalnych oraz umiejętne stosowanie przepisów o elastycznych formach zatrudnienia lub elastycznego organizowania czasu pracy.
Wysokie obciążenia pracy wynikają z konieczności finansowania wypłacanych świadczeń. – Emerytur nie wypłaca bezosobowe państwo, tylko osoby pracujące – podkreśla prof. Marek Góra. Jednak mimo wysokich kosztów ponoszonych przez pracowników zarówno ZUS, jak i KRUS (dwa największe systemy emerytalno-rentowe) są dotowane z budżetu państwa. W tym roku dotacje te wyniosą odpowiednio 23,33 mld zł i 15 mld zł. Łączna ich kwota (38,3 mld zł) to prawie 20 proc. dochodów budżetu. Ich niewydolność wynika głównie z prowadzonej w latach 90. polityki mającej łagodzić skutki restrukturyzacji polskiej gospodarki przez przyznawanie na liberalnych zasadach różnych świadczeń (renty, świadczenia przedemerytalne).
– Polityka wspierania przez państwo procesów dezaktywizacji zawodowej jest szkodliwa dla rynku pracy. Trzeba od niej odejść – podkreśla Henryk Michałowicz.
Jej prowadzenie pozwala jednak politykom na zachowanie społecznego poparcia. Dlatego tak niewiele mówi się o konieczności poszukiwania oszczędności.
Składka rentowa jest obecnie o zaledwie o 6,52 pkt proc. niższa niż emerytalna (19,52 proc.), choć prawdopodobieństwo dożycia emerytury jest nieporównywalnie większe niż korzystanie z renty. Jej wysokość to konsekwencja ogromnej liczby rencistów, jaką zanotowano po 1989 roku. W 2002 roku stanowili oni na przykład ponad 13 proc. Polaków w wieku od 20 do 64 lat. Maciej Kossowski, z firmy Expander zauważa, że wysokość składki rentowej jest nieadekwatna do świadczenia, które za nią kupujemy.
– W praktyce opłacane składki to podatki, którymi państwo mniej lub bardziej efektywnie finansuje bieżące potrzeby – zauważa.
Jego zdaniem składka rentowa powinna być powiązana np. z wiekiem ubezpieczonego.
– Nie ma powodu, aby młoda osoba, której i tak trudno znaleźć pierwszą pracę, miała płacić pełną składkę. Ryzyko, że skorzysta ze świadczenia, jest niewielkie – podkreśla.
Ponadto z najnowszych danych ZUS wynika, że w ostatnich 5 latach ubyło prawie 1,2 mln rencistów. Jeszcze w 1999 roku było ich 2,704 mln, a w styczniu tego roku 1,58 mln.
Maleją też nakłady na renty. W 2001 roku wydatki funduszu rentowego (wchodzi w skład Funduszu Ubezpieczeń Społecznych ZUS) sięgały 37,1 mld zł, tj. 5,1 proc. PKB. W tym roku wyniosą 36,7 mld zł – około 3,5 proc. PKB.
To właśnie malejąca liczba rencistów, coraz niższe wydatki na renty i wyśrubowana wysokość składki rentowej pozwalają na jej obniżenie.
Bartosz Marczuk
REKLAMA
REKLAMA