Są wakaty, chętnych nie ma
REKLAMA
W powiecie sztumskim (woj. pomorskie) jest 5,5 tys. bezrobotnych, a stopa bezrobocia wynosi 38,1 proc.
– Szukamy kierowców autobusów i samochodów ciężarowych i choć mamy dużo bezrobotnych z tym zawodem, to nie mają aktualnych świadectw kwalifikacji – mówi Bożena Nowakowska z Powiatowego Urzędu Pracy (PUP) w Sztumie. Zofia Zienkiewicz-Zima, dyrektor tego urzędu, dodaje, że wśród zarejestrowanych bezrobotnych jest mnóstwo osób bez kwalifikacji.
– Ale jeśli pojawią się dla nich jedna lub dwie oferty pracy, to trzeba wezwać kilkudziesięciu bezrobotnych, aby znaleźć osoby zainteresowane zatrudnieniem. Bywa, że nasze starania kończą się niepowodzeniem – podkreśla Zofia Zienkiewicz-Zima. Wiele osób pracuje na czarno, rejestrują się w urzędzie pracy głównie dlatego, aby uzyskać ubezpieczenie zdrowotne lub móc korzystać ze świadczeń pomocy społecznej.
W powiecie nakielskim (województwo kujawsko-pomorskie) jest ponad 10 tys. bezrobotnych, a stopa bezrobocia wynosi 32,8 proc.
– Codziennie słyszę, że nie opłaca się pracować. Nierzadko bezrobotni oczekują wynagrodzenia dwu- trzykrotnie wyższego niż oferuje rynek za ich kwalifikacje. A generalnie jest tak, że jak ktoś podejmuje pierwszą pracę, to otrzymuje minimalne wynagrodzenie – twierdzi Przemysław Ulatowski, dyrektor PUP w Nakle.
W jego urzędzie zdarzają się kłopoty ze znalezieniem odpowiedniej osoby, gdy pojawia się oferta pracy dla tzw. dwuzawodowców – np. ślusarza-tokarza, blacharza-lakiernika czy magazyniera-kierowcy.
– Moglibyśmy skierować bezrobotnego na szkolenie, gdzie mógłby zdobyć dodatkowe kwalifikacje, ale przedsiębiorcy potrzebują zwykle pracowników na już, a nie za kilka miesięcy – wyjaśnia Przemysław Ulatowski.
Wśród bezrobotnych trudno znaleźć osoby z wysokimi kwalifikacjami i umiejętnościami fachowymi. Zazwyczaj gdzieś pracują.
– Jeśli pojawiają się oferty pracy dla takich osób, to trudno je wypełnić. A mieliśmy takie, na przykład dla inżyniera automatyka, nauczycieli języków obcych czy inżyniera drogownictwa – informuje Ryszard Rutkowski, kierownik działu rynku pracy w Grajewie, woj. podlaskie.
W Powiatowym Urzędzie Pracy w Zgierzu, województwo łódzkie, zarejestrowanych jest 600 szwaczek.
– Na okrągło mamy dla nich oferty pracy, ale zainteresowanie jest małe. Aby znaleźć jedną chętną do pracy szwaczkę, trzeba rozmawiać z 50 osobami z takim zawodem – mówi Bożena Pluskota z PUP w Zgierzu, woj. łódzkie. Podobnie jest z kierowcami. Czeka też praca na fryzjerów.
– W ubiegłym roku przeszkoliliśmy 17 osób, uzyskały one kwalifikacje pracowników magazynowych. Wszyscy otrzymali bardzo dobrą ofertę pracy z firmy Atlas, ale na pracę zgodziła się tylko jedna osoba – podkreśla Bożena Pluskota.
W powiecie piskim, w woj. warmińsko-mazurskim, stopa bezrobocia przekracza 40 proc.
Powiatowy Urząd Pracy miał jednak kłopoty ze znalezieniem mechaników samochodowych ze specjalnością diagnostyczną. Brakuje też nauczycieli języków obcych i specjalistów budowlanych.
– Nie mamy kłopotów z zaspokojeniem zapotrzebowania pracodawców na pracowników budowlanych z tradycyjnymi zawodami. Jeśli trzeba, to szkolimy technologów robót wykończeniowych, malarzy czy tapeciarzy – twierdzi Wioletta Śląska-Zyśk, dyrektor PUP w Piszu.
Sytuacja na polskim rynku pracy jest nadzwyczaj trudna – wśród zarejestrowanych bezrobotnych są nawet duchowni różnych wyznań i zakonnicy. W ciągu miesiąca pojawia się tylko 50-80 tys. ofert pracy. Ale nawet ta kropla w morzu potrzeb nie jest w pełni wykorzystana.
Janusz K. Kowalski
REKLAMA
REKLAMA