Aby rzeczywiście obniżyć bezrobocie, należy zredukować koszty pracy. Są nimi narzuty podatkowo-składkowe nakładane na wynagrodzenia. Oczywiście wskazane byłoby, aby taka redukcja objęła od razu wszystkich, ale wiadomo, że mogłoby to być skomplikowane ze względu na sytuację budżetu.
TRZY PYTANIA DO: MATEUSZA WALEWSKIEGO, eksperta rynku pracy z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych
•
W 2004 roku przybyło zatrudnionych, a bezrobocie nieco spadło. Co jest tego przyczyną i czy jest to trwała tendencja?
– Rzeczywiście nastąpiła poprawa sytuacji na rynku pracy. Zatrudnienie w stosunku do ubiegłego roku wzrosło o ponad 2 proc. Wydaje się, że jest to trwałe ożywienie. Także w następnym roku możemy oczekiwać, że będzie przybywać miejsc pracy, a bezrobocie będzie maleć. Spodziewam się, że wskaźnik bezrobocia na koniec 2006 roku spadnie o 1-2 punkty procentowe i wyniesie około 15 proc.
To efekt dość długiego już okresu stosunkowo wysokiego wzrostu gospodarczego. Sprzyja on powstawaniu miejsc pracy. Trzeba też pamiętać, że firmy dokonały już restrukturyzacji swojego zatrudnienia – najpierw na początku lat 90., później pod koniec poprzedniego stulecia. Ta druga fala restrukturyzacji – wiążąca się ze zwolnieniami – wynikała też częściowo z załamania sytuacji gospodarczej na Wschodzie.
Ponadto firmy, konkurując na zagranicznych rynkach, musiały dostosowywać wytwarzane przez siebie produkty do wysokich standardów. Zarówno konsumenci za granicą, jak i w Polsce nie chcieli już kupować prostych nieprzetworzonych wyrobów. Zarządzający musieli więc wprowadzać nowe technologie, zazwyczaj wymagające mniej zatrudnionych osób. Te zmiany były bolesne dla rynku pracy. Obecnie nie ma już zwolnień grupowych związanych z dostosowywaniem się firm do nowych warunków technologicznych.
• Czy spadek bezrobocia może być szybszy?
– Trzeba pamiętać, że zmiany na rynku pracy zachodzą bardzo wolno. W związku z tym nie można spodziewać się gwałtownej poprawy sytuacji. Można oczywiście sztucznie poprawiać wskaźniki, przeznaczając na przykład więcej pieniędzy na roboty publiczne i tym samym wykreślając jakąś część bezrobotnych z rejestrów urzędów pracy. Jednak nie jest to rzeczywista poprawa.
• Można chyba jednak coś zrobić, aby miejsc pracy przybywało szybciej.
– Aby rzeczywiście obniżyć bezrobocie, należy zredukować koszty pracy. Są nimi narzuty podatkowo-składkowe nakładane na wynagrodzenia. Oczywiście wskazane byłoby, aby taka redukcja objęła od razu wszystkich, ale wiadomo, że mogłoby to być skomplikowane ze względu na sytuację budżetu. Dlatego najpierw trzeba obniżyć te koszty dla osób nisko wykwalifikowanych. Tych, które mogą ze względu na swoje niskie kwalifikacje czy niewielkie doświadczenie zarobić najmniej. To wśród nich bezrobocie jest najwyższe. Taki krok spowodowałby, że pracodawcom zaczęłoby się opłacać je zatrudniać, bo byłyby one tańsze. A osoby te – ze względu na wyższą pensję netto – też miałyby większą motywację do poszukiwania legalnego zatrudnienia. W tym celu można by na przykład radykalnie obniżyć składki na
ubezpieczenia społeczne (na przykład składkę rentową) dla osób rozpoczynających pracę. Jestem też zwolennikiem likwidacji składek opłacanych przez osoby rozpoczynające prowadzenie działalności gospodarczej. Przez pierwszy rok nie powinni w ogóle ich płacić. Własną firmę – wiedząc, że na początku jej prowadzenia nie ma żadnych stałych kosztów – założyłoby o wiele więcej osób. Byłoby to z korzyścią dla państwa. Osoby takie zalegalizowałyby prowadzoną obecnie w szarej strefie działalność i byłaby nadzieja, że po upływie pewnego czasu część z nich pozostałaby na rynku.
Rozmawiał Bartosz Marczuk
MATEUSZ WALEWSKI (ur. 1973 rok),
pracownik naukowy CASE, absolwent ekonomii Uniwersytetu
Warszawskiego i University of Sussex w Wielkiej Brytanii. Członek zespołu przygotowującego prognozy makroekonomiczne dla Polski (PG TOP), odpowiedzialny za
rynek pracy. W latach 2000-2002 sekretarz projektu doradczego dla prezydenta Gruzji kierowanego przez prof. Leszka Balcerowicza. Mówi biegle po angielsku i rosyjsku. Żonaty, ma córkę Julię.