Rozczarowanie po amerykańskich danych
REKLAMA
REKLAMA
GPW
REKLAMA
REKLAMA
Nasi inwestorzy, czując się pewnie trochę oszukani przez amerykańskich kolegów słabym początkiem i nie najgorszą końcówką wczorajszego handlu na Wall Street, dziś rano postanowili nadrobić dystans. Trzeba też było „otrząsnąć się” po wczorajszym zaskoczeniu, związanym ze spadkiem cen akcji KGHM. Wskaźnik największych spółek zaczął więc dzień od wzrostu o 1,15 proc. Akcje miedziowego kombinatu nie miały w tym kluczowego znaczenia, bo rosły jedynie o 1 proc. Prym w zwyżkach wiodły papiery BRE, BZ WBK, PKN i Telekomunikacji Polskiej. WIG starał się dotrzymywać kroku większemu koledze. Wskaźniki małych i średnich firm pozostawały wyraźnie w cieniu, rosnąc o zaledwie 0,3-0,6 proc. Na rynku trwało jednak przede wszystkim oczekiwanie na najważniejsze dziś wydarzenie, czyli publikację danych o zmianie liczby zatrudnionych w USA. Reakcja na nie była natychmiastowa. Całodzienny „trud” utrzymywania wskaźników znacznie nad kreską został zniweczony w kilka chwil.
Ostatecznie jednak nie skończyło się tak źle. Wskaźnik największych firm zyskał 0,16 proc., WIG wzrósł o 0,26 proc., indeks średnich spółek zwyżkował o 0,22 proc., a sWIG80 o 0,66 proc. Obroty wyniosły 1,52 mld zł.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Po kiepskim początku wczorajszej sesji na Wall Street, amerykańscy inwestorzy wykazali zdecydowanie większą konsekwencję, niż bywało to w poprzednich dniach. Indeksy niezbyt dynamicznie, ale systematycznie zwiększały wartość. Dow Jones zyskał 0,31 proc., a S&P500 0,4 proc. Zdobycz nie była więc zbyt duża, ale ustanowione zostały kolejne rekordowe ich poziomy. Co ważniejsze, rysuje się kolejna fala wzrostowa, trwająca już czwartą sesję z rzędu. S&P500 bez większych kłopotów pokonał nieznacznie poziom 1140 punktów. To jakaś odmiana, jeśli przypomnimy sobie, że poprzednio każdy nowy, dziesięciopunktowy „schodek” testował po kilka razy. Ciekawe też, że ze zwyżką inwestorzy nie czekali na piątkową publikację bardzo istotnych danych dotyczących rynku pracy. Nastroje były więc bardzo optymistyczne.
Inwestorom w Azji udzielił się amerykański optymizm. Zdecydowanie przeważały wzrosty indeksów. Liderem był japoński Nikkei, rosnący o nieco ponad 1 proc. Jednak w ciągu dnia wskaźnik ulegał sporym wahaniom. Na pozostałych parkietach było dużo spokojniej. Zwyżki nie przekraczały 0,5-0,7 proc.
Na naszym kontynencie dzień zaczął się od wzrostu indeksów głównych giełd o 0,25-0,45 proc. W ciągu dnia nastroje nieznacznie się pogarszały. Informacje dotyczące europejskiej gospodarki nie dawały raczej powodów do specjalnego zadowolenia. A i tak wszyscy czekali na informacje o stanie rynku pracy za oceanem. Gdy wreszcie się pojawiły i okazały gorsze, niż się spodziewano, reakcja była w pełni adekwatna. DAX znalazł się natychmiast pod kreską, CAC40 w oddał cały, niewielki wzrost, a FTSE drastycznie go zredukował. Od tego momentu zaczęło się czekanie na to, jak na dane zareagują amerykańscy inwestorzy.
Na rynkach naszego regionu emocji było niewiele. Optymizm niewiadomego pochodzenia panował znów w Bukareszcie, Rydze i Tallinie, gdzie indeksy rosły o 1,2-2,5 proc. W Budapeszcie i Pradze wskaźniki zwyżkowały po około 0,5-0,6 proc. Spadki notowano w Grecji i Hiszpanii.
Pierwsza reakcja na gorsze, niż oczekiwano dane z amerykańskiego rynku pracy była modelowa. Indeksy poszły w dół. Gdy jednak okazało się, że Amerykanie aż tak bardzo się nimi nie zmartwili, wskaźniki w Europie wyraźnie nabrały sił. Około 16.30 CAC40 i DAX zyskiwały po 0,4 proc., a FTSE rósł o 0,7 proc.
Waluty
Wczoraj bardzo zdecydowane tendencje panowały na rynku walutowym. Dolar przez cały dzień umacniał się wobec wspólnej waluty. To także pewna odmiana, po ostatniej huśtawce. Handel zakończył się na poziomie 1,43 dolara za euro. Dziś do południa działo się niewiele. Większy ruch zaczął się dopiero na krótko przed publikacją danych z amerykańskiego rynku pracy. Amerykańska waluta zaatakowała, dochodząc do poziomu 1,426 dolara za euro, jednak inwestorzy „obstawiający” poprawę srodze się zawiedli. A dolar zareagował na złe dane klasycznie. W ciągu kilkunastu minut osłabł do poziomu 1,441 za euro, wywracając do góry nogami wszystkie wcześniejsze rachuby.
W ślad za główną parą, nasza waluta traciła na wartości. Ale gdy tylko okazało się, że Ameryka zawiodła nadzieje na poprawę na rynku pracy, dolar staniał z niemal 2,88 zł do 2,84 zł. Takiej dynamiki zmian dawno już nie widzieliśmy. Kurs euro obniżył się z 4,11 do 4,08 zł, a frank staniał z wczorajszych 2,77 zł do 2,76 zł. Po tych emocjonalnych reakcjach przyjdzie poczekać przynajmniej do poniedziałku z wyciąganiem wniosków na przyszłość.
Podsumowanie
Naszemu rynkowi wczoraj przeszkodziła niespodziewana sprzedaż akcji KGHM, dziś znów zawiedli amerykańscy pracodawcy. Najbardziej ucierpiał na tym wskaźnik naszych największych spółek. Indeksy znajdujące się poza polem zainteresowania dużych inwestorów na szczęście radziły sobie nieco lepiej. O prognozy na najbliższą przyszłość nie ma co się kusić. Trzeba czekać na to, co nam ześle wujek Sam. Sam stawiam jednak na trend boczny.
REKLAMA
REKLAMA