Wbrew pozorom, polski biznes nie jest pewny swojej przyszłości
REKLAMA
Rozmawiamy z HenrykĄ Bochniarz , prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan
* To był chyba dobry rok dla polskiego biznesu?
- Mógł być lepszy. Gospodarka rzeczywiście szybko się rozwija, ale to przede wszystkim efekt decyzji sprzed kilku lat. Wejście Polski do UE, obniżka podatku CIT, ustawa o swobodzie działalności gospodarczej. Dziś dużo się inwestuje, lecz decyzje w tych sprawach nie zapadły teraz, lecz 2-3 lata temu. I nie wiadomo, jak będzie się rozwijać gospodarka za kolejne 2-3 lata.
* Dlaczego miałaby się gorzej rozwijać?
- Dlatego, że zły jest klimat dla dalszego inwestowania. Koszty pracy nie spadają, lecz rosną, a tak złych, jak obecnie, relacji między administracją a środowiskami gospodarczymi dawno nie było. Wszystkie dotychczasowe rządy lepiej lub gorzej komunikowały się ze środowiskami biznesu. Obecny rząd nas unika. Zamiera nawet dialog w Komisji Trójstronnej, co jest zaprzeczeniem jednej z fundamentalnych zasad relacji społecznych w Unii Europejskiej. Wygląda na to, że u nas oficjalna wykładnia jest inna - z biznesem nie wypada się kontaktować. Przykład idzie od góry. Wielu urzędników, którzy to widzą, też boi się kontaktować. Ale to jest chore. My musimy się komunikować, bo skąd urzędnicy mają wiedzieć, jakie rozwiązania są dobre dla biznesu.
* Ale politycy zajmują się przecież wyłącznie sobą. Może to nawet lepiej, przynajmniej nie psują gospodarki.
- Rzeczywiście istnieje taka teoria. Dla mnie to jednak za mało. Nie mamy świadomości, jak odstajemy od średniej unijnej. Już dawno nie jesteśmy liderem przemian. W stosunku do potencjału naszego kraju 5 procent wzrostu to stanowczo za mało. Nie znam przedsiębiorcy, który by nie mówił, że mógłby rozwijać swoją firmę znacznie szybciej. W efekcie mniej ludzi ma pracę, mniej zbiera się podatków i mniej jest satysfakcji. Nie jest też prawdą, że rząd nie psuje. Można wskazać co najmniej kilka spraw. Nie ma nowelizacji ustawy o działalności gospodarczej. I nie będzie tzw. jednego okienka administracyjnego dla przedsiębiorcy. Za rok też go nie będzie, bo już powinien być przygotowywany system informatyczny, a nie jest. Psuciem jest także ustawa pozwalająca na weto wojewodów wobec inwestycji samorządowych.
* Premier zapowiedział, że zakaże wojewodom wetowania.
- Na tym właśnie polega psucie prawa. Co to znaczy zakaże? Zawiesi obowiązującą ustawę? W ten sposób następuje rozmazywanie odpowiedzialności. Bo kto właściwie będzie odpowiadał za inwestycje - samorząd, wojewoda czy premier?
* Nie dostrzega pani niczego pozytywnego?
- Dostrzegam. Rzeczywiście, w 2006 roku wyraźnie poprawiło się wykorzystanie pieniędzy unijnych. Z jednej strony, coraz więcej projektów jest finalizowanych, z drugiej, nie do przecenienia są prostsze procedury wprowadzone pod wpływem przedsiębiorców i odchudzenie legislacji związanej ze środkami unijnymi. Biznes zresztą bardzo dobrze ocenia to, co w obecnym rządzie robi minister Grażyna Gęsicka. Wciąż jednak za dużo jest biurokracji.
* Jak wobec tego powinniśmy się przygotować do lepszego wykorzystania pieniędzy unijnych?
- Dużym wyzwaniem są regionalne programy operacyjne. Namawiamy władze samorządowe, żeby inwestowały w sferę gospodarczą, wspierały przedsiębiorczość, bo to buduje podstawy wzrostu. Są regiony, które to rozumieją i chcą przeznaczyć na wsparcie przedsiębiorców blisko 40 proc. środków, są jednak i takie, którym i 20 procent wydaje się za dużo. Obawiamy się przeinwestowania w twardą infrastrukturę: drogi, oczyszczalnie ścieków itp. Portugalia, która za pieniądze UE zbudowała sieć wspaniałych autostrad, nie ma ich dziś z czego utrzymywać.
* Ktoś słucha racji przedsiębiorców?
- Niekoniecznie, a szkoda, bo to my znamy potrzeby i możliwości biznesu, wiemy, jak wygląda rynek pracy. Tymczasem mamy wrażenie, że partnerstwo jest wciąż w dużej mierze deklaratywne.
* Może rząd widziałby was w roli partnerów, gdyby doszło do stworzenia zjednoczonego samorządu gospodarczego?
- To bardzo niebezpieczny pomysł. Każda administracja będzie miała tendencję, by sobie taką organizację podporządkować. Jest też niebezpieczeństwo biurokratyzacji takiego tworu. Tak się właśnie stało w Niemczech. Tamtejszy obligatoryjny samorząd stał się typową administracją, z którą przedsiębiorcy przestali się utożsamiać. I dzisiejsze najsilniejsze niemieckie organizacje przedsiębiorców wyrosły na sprzeciwie wobec obligatoryjnego samorządu.
* Co jest największym dziś problemem gospodarki?
- Chyba rosnące koszty pracy. Przedsiębiorcy, którzy decydowali się na lokalizację inwestycji w Polsce, nie przewidywali tak silnego ich wzrostu. W Łodzi na przykład inwestorzy zagraniczni nie mogą znaleźć ludzi do pracy. Nikt nie zakładał aż tak dużej emigracji. Administracja powinna dziś zmienić filozofię myślenia. Na pewno nie proponować, tak jak minister pracy, wzrostu płacy minimalnej. Dziś największym problemem jest nakłonienie ludzi do pracy. Tych, co mają 60 lat i wciąż mogą pracować, i młodych, którzy wolą pojechać do Irlandii na parę miesięcy, by potem nie pracować. Pomimo dobrej koniunktury, sektor przedsiębiorstw trzyma w bankach ponad 100 mld zł wolnej gotówki. Dlaczego firmy nie inwestują tych pieniędzy? Bo wciąż nie są pewne przyszłości.
* Mówiło się, że odejdzie pani z Lewiatana.
- Jak widać, wiadomości o moim odejściu były mocno przesadzone. Udaje mi się godzić obie te role. W Lewiatanie wciąż mam jeszcze dużo do zrobienia. Nie wykluczam, że w maju będę ponownie kandydować na funkcję prezydenta konfederacji. Decyzja, oczywiście, należy do członków Lewiatana.
Rozmawiał Krzysztof Bień
REKLAMA
REKLAMA