Polska chce od Unii pieniędzy dla drobiarzy
REKLAMA
Także dlatego, że jak powiedział wczoraj naszym drobiarzom prezes międzynarodowego stowarzyszenia producentów drobiu w Europie Paul Heinz Wesjohann, w drobiarstwie unijnym pracuje pół miliona osób, a na pasze dla drobiu idzie 20 proc. całej unijnej produkcji zbóż. Załamanie branży oznaczać więc będzie dla Unii dodatkowe bezrobocie i problemy z nadprodukcją zbóż. KE wstępnie przygotowała pięciopunktowy program wspierania drobiarstwa, kładąc główny nacisk na ograniczenie jego produkcji. Będą więc pieniądze na wykup jaj wylęgowych, ograniczenie stad reprodukcyjnych, zwrot kosztów stałych dla firm, które zaprzestały produkcji, na przechowywanie nadwyżek mięsa oraz promocję jego spożycia. Komisja zaproponowała, by połowę kosztów ratowania branży pokryły kraje z własnych budżetów, drugą połowę pokryje budżet Unii. Ta propozycja jednak nie wszystkim się podoba. W ubiegłym tygodniu wiceminister rolnictwa Andrzej Babuchowski powiedział wprost posłom sejmowej komisji rolnictwa, że Polski nie stać na pokrycie połowy kosztów. Dlatego na komitecie zarządzającym rady ministrów Unii, który odbył się 7 kwietnia, Polska wystąpiła o całkowite pokrycie kosztów ratowania drobiarstwa przez Unię. Uważamy, że tylko tak uniknie się dyskryminowania krajów biedniejszych, które w obawie przed wydatkami budżetowymi nie ratowałyby tak swoich drobiarzy jak kraje zamożniejsze - mówił wczoraj drobiarzom Waldemar Guba, dyrektor departamentu w resorcie rolnictwa. Dodał jednak, że jeśli Bruksela odrzuci naszą propozycję, to nie wyobraża sobie, by rząd polski nie wyłożył pieniędzy na ratowanie drobiarstwa. Decyzja zapadnie prawdopodobnie na następnym komitecie zarządzającym, który odbędzie się w maju.
REKLAMA
REKLAMA