Inflacja wszystkim wdaje się we znaki
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
We wtorek indeksy na Wall Street nie chciały rosnąć. Dow Jones i S&P500 straciły po 0,3 proc. Jeśli to miała być korekta, to nie była zbyt groźna. Jeśli reakcja na dane makroekonomiczne, to bardzo powściągliwa. Sądząc po rozmiarach spadku, byki mogą być na razie spokojne o swój los. Choć z drugiej strony, nie każda korekta musi zaczynać się od trzęsienia ziemi. Dwukrotnie podejmowane przez podaż próby wystraszenia inwestorów kończyły się w okolicach 1324 punktów, co powodowało spadek S&P500 o 0,6 proc. A to oznacza, że niedźwiedzie nie miały zbyt dużej siły. Mimo że posiadały wsparcie ze strony danych makroekonomicznych. Rozczarowała dynamika styczniowej sprzedaży detalicznej, tym razem identycznie słaba zarówno z samochodami, jak i bez nich. W obu przypadkach wyniosła 0,3 proc. Oczekiwania sięgały 0,5 proc., ale pewnie znów inwestorzy uznali, że winne były duże śniegi. Jeszcze bardziej nastroje mogła zmrozić informacja o wzroście zapasów niesprzedanych towarów w grudniu o 0,8 proc., czyli o dynamice dwukrotnie wyższej niż w listopadzie. Tymczasem nastąpiła nieznaczna reakcja.
REKLAMA
Dziś także napłynie sporo danych z amerykańskiej gospodarki, więc będzie okazja do dalszego testowania wytrzymałości rynku. O sile rynku nieruchomości powinny świadczyć informacje o rozpoczętych budowach domów i wydanych pozwoleniach na budowę. Wpływ na nastroje może też mieć dynamika produkcji przemysłowej, choć tu oczekiwania nie są wygórowane. Analitycy spodziewają się jej wzrostu o 0,5 proc., po tym jak w grudniu zwiększyła się o 0,8 proc. Oczekują też spadku inflacji producentów z 4 do 3,5 proc.
Przeczytaj również: Jakie nastroje panowały na rynku europejskiego długu?
Niemal wszędzie inflacja niebezpiecznie rośnie i pod tym względem to Stany Zjednoczone, w duecie z Japonią, mogą zostać zieloną wyspą. Gdyby jednak okazało się, że również za oceanem inflacja rośnie zbyt mocno, zawsze można ją ogołocić z cen surowców rolnych i energii, czyli z tego, co rośnie najmocniej. Otrzymując w ten sposób formę, zwaną inflacją bazową, można uzasadniać potrzebę dalszego utrzymywania stóp tuż przy gruncie i skupowania obligacji. Tego typu interpretację sytuacji z pewnością zobaczymy także dziś, tylko później, po publikacji protokołu z poprzedniego posiedzenia Fed i projekcji makroekonomicznych autorstwa tego gremium.
Polecamy serwis: Kredyty
Na razie widzimy poranne wzrosty o 0,3 proc. notowań kontraktów na amerykańskie indeksy, zwiastujące optymizm, oraz równie zachęcające amatorów akcji zwyżki w Azji, gdzie Nikkei zyskał 0,57 proc. a Shanghai Composite 0,86 proc.
W Warszawie od kilku dni parkiet radzi sobie słabo i nie zanosi się na zmianę tego stanu rzeczy. W krajach, gdzie rośnie inflacja, podnosi się stopy i demontuje system emerytalny, toteż nie dziwi fakt, że nie radzą sobie one ostatnio najlepiej, czego przykładami są kolejno Chiny, Wielka Brytania i Węgry. U nas popełniono wszystkie błędy, co w powyższych przypadkach, jednocześnie. A do tego przyklejono nam plakietkę emerging markets i mamy na głowie Komisję Europejską, dopytującą się o szczegóły planu redukcji deficytu budżetowego.
Roman Przasnyski, Open Finance
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.