Wtedy odpuszczą sobie prowokowanie do wyścigów do najbliższych świateł człowieka prowadzącego „Teszóstkę”. Z prostej przyczyny – nie łatwo wygrać z kimś, kto ma do dyspozycji 304 KM pod maską!
Model Volvo S60 opisywaliśmy szczegółowo przy okazji testu S60 z silnikiem Diesla, do którego link znajduje się tutaj. Dlatego tym razem skupimy się na krótszym opisie dotyczącym jedynie widocznej na zdjęciach odmiany T6 i wrażeń z jazdy tym 304-konnym potworem.
reklama
reklama
Zobacz również: Opinie kierowców o Volvo S60
Nadwozie
Patrząc na S60 T6 aż chciałoby się rzec – „diabeł tkwi w szczegółach”. Bo to właśnie szczegóły zdradzają diabelską moc, która drzemie w tym S60. Delikatnie przeprojektowane w stosunku do słabszych odmian zderzaki i wloty powietrza, podwójny wydech wyprowadzony z tyłu po bokach, pod zderzakiem, dyskretny spojler oraz atrakcyjne obręcze kół ze stopów lekkich. To wszystko podkreślone żywym pomarańczowym kolorem. Niby nie tak wiele zmian, ale od razu czuć, że to S60 jest jakieś inne, mocniejsze, droższe, bardziej ekscytujące.
Zobacz również: Test Nissan Navara: drwal w garniturze
Wnętrze
Ciemnopomarańczowa skóra, którą obszyto sportowe fotele, zachęca do zajęcia miejsca. Rzeczywiście, na ciasno oplatającym ciało kierowcy fotelu S60 T6 siedzi się bardzo wygodnie. Tym bardziej, że fotel można regulować w wielu płaszczyznach. Tablica przyrządów, kierownica, środkowa konsola, wykończone są na o wiele wyższym poziomie niż w „cywilnych” odmianach S60. W T6 czuć mocny powiew klasy Premium i zapach materiałów najwyższej jakości. Wyposażenie? - lista jest tak obszerna, że w połowie przestaje się chcieć ją czytać, tym bardziej przepisywać. Powiedzmy, że jest wystarczające, bo i cena zakupu zawrotna. Jednak najważniejszymi z perspektywy kierowcy pozycjami z wyposażenia standardowego są silnik i napęd.