REKLAMA

Kategorie
Zaloguj się

Zarejestruj się

Proszę podać poprawny adres e-mail Hasło musi zawierać min. 3 znaki i max. 12 znaków
* - pole obowiązkowe
Przypomnij hasło
Witaj
Usuń konto
Aktualizacja danych
  Informacja
Twoje dane będą wykorzystywane do certyfikatów.

Za bramą "piekła" - Sangay 5230 m n.p.m.

Izabella Sapuła

REKLAMA

REKLAMA

Jeśli kochasz góry i szukasz miejsc, gdzie wciąż jest dzika przyroda, a zwierzęta nie mają powodu aby uciekać przed człowiekiem, jeśli poszukujesz wyzwań i nie boisz się wysiłku ani trudów, jeśli nie przeraża Cię drżenie ziemi pod stopami kiedy wybucha wulkan i jesteś wystarczająco szybki, aby nie dosięgły Cię lecące z krateru kamienie, jeśli wzrusza Cię szczera życzliwość i gościnność rdzennych mieszkańców… Sangay Cię oczekuje.

Wyrastający z dżungli, biały stożek – Sangay 5230 m n.p.m., leżący w parku narodowym o tej samej nazwie, to jeden z najbardziej aktywnych wulkanów w Ekwadorze i Ameryce Południowej. Należy do 10. najwyższych szczytów Ekwadoru, a mało uczęszczane rejony parku są ostoją dzikiej zwierzyny, miedzy innymi tapira górskiego i pumy. Jego wschodnie stoki porasta dżungla, a jeszcze w latach dziewięćdziesiątych na szczycie góry był lodowiec.

REKLAMA

Tylko dla odważnych

Drogę na Sangay opisuje się mianem „piekła” albo „wojny w Wietnamie” co z pewnością ma swoje konsekwencje w tym, że rocznie zaledwie 5-6 grup próbuje zdobyć tą górę z czego na szczycie staje zaledwie 60%.

Jeśli dalej czytasz ten tekst to znaczy, że Sangay wzbudził Twoje zainteresowanie, a jeśli nie, to przynajmniej ciekawość. Pozwól zatem, że oprowadzę Cię po tym pełnym zielonych, gęstych zarośli, głębokiego błota, prawie wiecznie padającego deszczu i wreszcie huku wulkanicznych eksplozji przy których drży ziemia „piekle”. Zapewniam jednak, że jeśli przebrniesz przez wszystkie bramy tego piekła, czeka Cię prawdziwa nagroda.

Ambitny plan

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Jeszcze przed przyjazdem do Ekwadoru planowaliśmy zdobycie góry, o której mówi się „frightener” (ang. „powodujący strach” – dop. red.), choć wtedy umknęły naszej uwadze informacje o tym, że eksplozje występują kilkanaście razy dziennie. Mimo wszystko gotowi jesteśmy zawalczyć o górę i decydujemy się to zrobić od wioski Guargualla Chico. Przewodnika znajdujemy już w Riobambie, bo wszystkie numery telefonów do organizacji przewodników z wioski, które znaleźliśmy w internecie okazują się nieaktualne. Ze względów ekonomicznych decydujemy się na wersję najkrótszą z możliwych i choć zwykle górę zdobywa się w 7-8 dni, my planujemy to zrobić w 5.


Dzieciństwo w guarguallia.

Przewodnik widząc naszą determinację przyjmuje taką opcję i proponuje abyśmy pojechali do wioski wieczorem, dzień przed startem. Jedziemy camionetą i mam wrażenie, że jedzie z nami cała Riobamba. Piknikowe nastroje, obgryzana canela i coraz bardziej bezludne przestrzenie. Wreszcie po 2 godzinach drogi docieramy do wioski Guarguallia Chico (3345 m npm). Rozbijamy namioty przy szkole i choć w okolicy nie ma wielu zabudowań, nagle pojawia się spora część mieszkańców wioski. Dziś wiem, że ta wioska to miejsce, którego szukałam od początku naszej podróży. Podchodzi do mnie starszy człowiek, podaje mi rękę i pyta o to skąd jestem, czy planuje wejść na szczyt, pyta o Polskę. Podchodzą też do mnie kolejni mieszkańcy, witają się z wielką serdecznością. Zadziwia mnie fakt że pytają „como estas” i czekają na odpowiedź. Przywykłam już, że pytanie to jest rytuałem, który nie wymaga odpowiedzi.

Czytaj też: Wakacje dla aktywnych

Błoto, deszcz i nurt rzeki

Tam wynajmujemy konie, jemy kolacje i pakujemy się do namiotów. Pogoda nam sprzyja. Mimo pory deszczowej od kilku dni nie padało, więc liczymy na dobre warunki na drodze. „Dobre” dla nas oznacza błoto pozwalające poruszać się na tyle szybko, aby przejść 25 kilometrów do kolejnego obozu. Rano wita nas piękne słońce. Mam wrażenie że wygraliśmy los na loterii. Znowu lawina uścisków i pytań ze strony mieszkańców wioski, którzy przyjechali do szkoły, do pracy, na ryby. Jesteśmy spakowani i żegna nas cała wioska życząc szczęścia. Ruszamy w pięknym słońcu. Nie myślę o tym, że przed nami 25 kilometrów wciąż pod górę i z góry. Cieszę się pięknymi widokami i rozmawiam z naszym przewodnikiem Paco o Sangayu. Droga wiedzie przez las, przez doliny, pokonujemy kilka niewielkich rzek. Im dalej tym więcej błota. Czasami idziemy w wydrążonych przez wodę kanionach i labiryntach. Zupełnie jakbyśmy mknęli po szynach kolejki „bardzo wąskotorowej”. Wciąż zmienia się krajobraz. Mijamy ostatnie zbudowane z madery i kryte strzechą domostwa i znowu idziemy doliną i wchodzimy do góry, schodzimy do doliny, przekraczamy rzekę i znowu w górę. Po drodze mijamy Campamento Escalares, bo nasza wyprawa ma tylko 5 dni więc musimy iść dalej. I tak przez 25 kilometrów.


Venado zaparkował na całą noc w naszym obozie.

Niestety psuje się pogoda i już w deszczu docieramy do Campamento Plazapampa (3600 m npm). Nie chce myśleć o tym, że pora deszczowa może dopaść nas w trakcie tej wyprawy i wciąż żyję nadzieją, że opady są przelotne. W szałasie gotujemy kolację, a chłopcy postanawiają też w nim spać. Dla mnie zapach dymu z paleniska jest zbyt intensywny i zmusza mnie do rozbicia namiotu. W nocy trochę pada, ale rano, kiedy wstaje słońce i zza chmur wyłania się w oddali Sangay, wraca nadzieja na dobra pogodę. Ruszamy wcześnie rano i już od samego początku przedzieramy się przez gęste trawy. Czasami są tak wysokie, że nie widzę Paco. Biegnę za nim bo obawiam się, że jak stracę go z oczu to nie znajdę już drogi. Coraz więcej błota na drodze, coraz bardziej gęste trawy i zarośla. Niestety coraz bardziej intensywny deszcz. Drugiego dnia pokonujemy 14 rzek. Nurt dość wartki, choć nie są zbyt głębokie… do czasu kiedy nie pada. Ale pada i to coraz mocniej.


Mokre ubranie, mokre buty. Woda leje się przez rękawy kiedy podnoszę ręce i wlewa się do butów kiedy wchodzę do rzeki. Potykam się o korzenie. Wszędzie woda i błoto, w którym zapadamy się coraz głębiej. Mam tylko nadzieje, że plecaki są na tyle zabezpieczone, że w kolejnym obozie znajdziemy w nich coś suchego. 18 kilometrów, 14 rzek, przedzieranie się przez gęste zarośla i trawy w górę i dół to podsumowanie drugiego dnia. Wreszcie docieramy do Campamento Playa (3900 m npm) u stóp wulkanu. Leje i nie widać szczytu. Rozbijamy namioty na platformach z trawy z nadzieją, że będą nas zabezpieczać przed wodą. Dookoła błoto a przed nami droga na szczyt której nie widać. Nie widać też góry choć jesteśmy wprost u jej stóp.

Zdradliwe eksplozje

REKLAMA

Godzinę ataku szczytowego uzależniamy od pogody. Ustalamy tylko, że nie pójdziemy na szczyt drogą klasyczna, ale Ruta Placa. Bardziej stroma, ale z krótszym odcinkiem wśród gęstych, mokrych zarośli. Od dawna nikt nie chodził tą drogą, ze względu na wypadek jaki zdarzył się ponad 30 lat temu. Podczas bardzo intensywnej eksplozji na drodze zginęło 4 Brytyjczyków, a od tego czasu droga uznawana była za bardzo niebezpieczną, bo często dotykały ją efekty eksplozji. W ostatnich tygodniach jednak Sangay jest na tyle spokojny, że podejmujemy ryzyko i ruszamy o 4 rano. Nie pada, ale jest mgła.

Szybko wydostajemy się z zarośli, idziemy wśród olbrzymich kamieni i w grząskim pyle wulkanicznym. Droga jest stroma, więc szybko nabieramy wysokości. Na chwile zza chmur wyłania się szczyt, ale natychmiast chowa się ponownie. Padający na nas pyl z czasem zamienia się w deszcz, później w śnieg i grad. Kiedy jesteśmy na „linii ognia”, przyspieszamy. Groźba lecących podczas wybuchu kamieni instynktownie dodaje sił. Sangay jest spokojny, ale kiedy jesteśmy na wysokości około 4800 mnpm, czuję drżenie pod stopami i słyszę głośny huk wybuchu. Biegnę tak szybko jak potrafię aby schować się za dużymi głazami. Szczęśliwie wybuch jest na tyle słaby, że nie posypały się w naszą stronę kamienie. Serce bije jak oszalałe i chyba nie tylko z powodu sprintu prawie na 5000 m npm.

Polecamy: Kupujemy namiot


I znowu Sangay eksploduje.

Księżycowy szczyt

Ostatnie metry i wreszcie w mgle i padającym mokrym śniegu stajemy na szczycie. Sangay ma 3 kratery z czego 2 nie są aktywne. Docieramy do drugiego, najwyższego, uważając na eksplodujące po drodze, zakopane w pyle wulkanicznym kamienie. Widok jest… księżycowy. Olbrzymi krater pełen czarnego, grząskiego pyłu, trochę skał. Surowo, ale pięknie.

REKLAMA

Kolejna eksplozja przyspiesza nasze zejście ze szczytu. Schodzimy, a właściwie zbiegamy na dół. Kiedy wracamy znowu pada. Najpierw śnieg, niżej deszcz. Nie ma to już dla mnie znaczenia i choć myślę o tym, że przed nami jeszcze 2 ciężkie dni drogi powrotnej przez błota, rzeki, doliny, to jestem szczęśliwa. Zdobyłam górę o której zdobywający ją mówią „frightener” a Indianie Quechua nazywają po prostu Sangay, co w lokalnym języku oznacza imię starej kobiety, babci. Trudno uwierzyć, że jest aż tak wymagająca i kapryśna.

Kiedy docieram do obozu obok namiotu leży venado. Skradam się z aparatem, bo nie chce jej spłoszyć. Zupełnie niepotrzebnie. Choć trudno było mi w to uwierzyć zamieszkała z nami w obozie tej nocy. Dwa małe namiociki u stóp wielkiej góry, obok nasze konie i venado. W nocy pada, a Paco nie śpi, martwiąc się o poziom wody w rzekach.

Wielki Piątek

Kiedy wstaję, wychodzi słońce i odsłania jeden z piękniejszych widoków jakie w życiu widziałam. Wielki, biały stożek wznoszący się ponad zielonymi wzgórzami i lasami. To jak nagroda za wytrwałość.

Wreszcie przemoczeni docieramy do wioski. Jest Wielki Piątek. Jeszcze w dolinie przybiega do nas mała dziewczynka przynosząc chiguilte, przegotowywana w Wielkim Tygodniu potrawa z mąki kukurydzianej i sera w liściach z kukurydzy. W Guargualla czeka już na nas gorący posiłek. Przygotowali go mieszkańcy wioski, każdy z nich przyniósł coś z domu. Tradycyjne wielkanocne potrawy: ryż z ziemniakami, fanesca (zupa ziemniaków, kukurydzy i sera). Ściskają nas i częstują tym, co mają. W wiosce nie ma piwa, więc kupujemy jakieś podłej jakości wino i pijemy za szczęście, za zdrowie, za Sangay.

Autopromocja

REKLAMA

Źródło: INFOR

Oceń jakość naszego artykułu

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna

Powiedz nam, jak możemy poprawić artykuł.
Zaznacz określenie, które dotyczy przeczytanej treści:

REKLAMA

QR Code

© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.

Moto
Zapisz się na newsletter
Zobacz przykładowy newsletter
Zapisz się
Wpisz poprawny e-mail
Minister zapowiadał rejestrację aut przez internet. Kiedy to będzie możliwe? Data jest znana

Rejestracja auta online będzie. To dobra informacja. Gorsza jest taka, że trzeba będzie na nią poczekać. Wstępnie szefostwo CEPiK mówi nawet o terminie 30 miesięcy. Czy taka rejestracja będzie wymagać wizyty w wydziale komunikacji?

Pożar samochodu elektrycznego. Co zrobić? Jak się zachować?

Pożar Luciad Air w Warszawie sprawił, że na tapet powrócił temat pożarów samochodów elektrycznych. Jak w razie pojawienia się ognia powinien zachować się kierujący pojazdem i inni użytkownicy drogi? Jak gasić ogniwa zawarte w baterii?

Jazda na rolkach i wrotkach a przepisy drogowe. Rolkarz to pieszy czy kierujący? Jakie ma obowiązki?

Sezon na rolki i wrotki startuje wraz z pierwszymi objawami wiosny. A to oznacza, że warto przypomnieć zasady poruszania się tymi "środkami transportu". Bo ich również dotyczą przepisy drogowe. Na jakie konkretnie zasady wskazują?

To już pewne: samochód zarejestrujesz przez Internet, koniec z kolejką w urzędzie po tablice. Znamy termin

Samych tablic rejestracyjnych jeszcze z sieci nie ściągniemy – choć kto wie, może za jakiś czas będzie można je wydrukować techniką 3D albo zmienią się przepisy i auta dopuszczone do ruchu będą inaczej znakowane niż formie tablic – ale wkrótce formalności związane z rejestracją załatwimy sami przez Internet. Teraz to jest możliwe tylko jeśli upoważnimy do tego dealera w salonie – i to nie każdego.

REKLAMA

Zguba w Uberze. Co zostawiają pasażerowie? I jak odzyskać pozostawiony przedmiot?

Zguby w Uberze bywają naprawdę nietypowe. Przykład? W 2023 r. w taksówce znaleziona została np. sztuczna szczęka. Całe szczęście przedmioty pozostawione podczas przejazdu łatwo odzyskać. Pomaga w tym aplikacja.

Drogowa kumulacja na Śląsku. Pijany kierowca z potrójnym zakazem prowadzenia i poszukiwany w jednym aucie

Myśleliście, że nic już was nie zdziwi? No to przeczytajcie tę historię. Policjanci z będzińskiej drogówki zatrzymali do kontroli drogowej Opla. Jak się okazało, jego kierowca był pijany. I miał potrójny zakaz prowadzenia. A to dopiero początek czarnej serii.

Jak sprawdzić kontrahenta w branży TSL?

Podstawą każdej współpracy biznesowej jest zaufanie. A nic tak nie wzmaga jego poziomu, jak... kontrola i wcześniejsze sprawdzenie kontrahenta. Jak zweryfikować partnerów z branży TSL? To ważne pytanie, aby nie dać się złapać w oszustwo "na zlecenie transportowe".

Dłuższa trasa elektrykiem: ładowanie auta przestaje być problemem bo sieć stacji zaczyna się pokrywać z siecią Biedronki

Wkrótce ruszając w dalszą trasę samochodem elektrycznym i szykując plan podróży łatwiej będzie wybrać market Biedronki na trasie na przerwę połączoną z ładowaniem auta niż przeglądać samą sieć dostępnych stacji ładowania. Biedronka we współpracy z firmą Powerdot stara się w szczególności wypełniać nowymi stacjami ładowania wszelkie białe plamy polskiej elektromobilności.

REKLAMA

Blisko milion pasażerów. Tylu w 2023 r. przewiozły wąskotorówki. Nie wiedzieliście, że takie pociągi jeszcze jeżdżą?

Koleje wąskotorowe po latach zapomnienia znów stają się popularne w Polsce. W 2023 r. podróżowało nimi ponad 948 tys. osób. To prawie dwukrotnie więcej niż przed 10 laty. A to nie koniec ciekawych statystyk.

Mitsubishi się rozpędza. Nowy ASX stał się właśnie starym ASX-em. Na rynku zadebiutuje nowsza wersja

Mitsubishi szykuje się do liftingu nowego ASX-a. Samochód w zmienionej formie zadebiutuje w Polsce już jesienią tego roku. Tak, dobrze zgadliście. W tle nowego ASX-a nadal powiewać będzie francuska flaga. A metod modernizacji można upatrywać w poliftingowym Capturze.

REKLAMA