To był praktycznie koniec atrakcji, związanych z handlem akcjami, bo choć rynki zachodnie pogłębiały przecenę, to krajowy parkiet pozostał niewzruszony. W tym kontekście polski rynek może wydawać się silny, w porównaniu do zachodnich odpowiedników, ale pamiętajmy, że od listopada 2010 nasz indeks praktycznie nie reagował na zachodnie wzrosty. Teraz więc nie reaguje również na spadki. Brakuje na nim kapitału, który wcześniej windowałby ceny.
Nie brakowało dziś na rynku danych makroekonomicznych z różnych gospodarek. Największą uwagę skupił na sobie Bank Szwajcarii, który decydował o wysokości tamtejszych stóp procentowych. Pozostawił je na dotychczasowej wysokości 0,25 proc. i nikt nie oczekiwał ich zmiany, ale mimo to kurs franka do euro znalazł się poniżej poziomu 1,20 i kolejny raz wyznaczył nowe, historyczne minima. Słabnące euro i coraz mocniejszy frank sprawiły, że cena szwajcarskiej waluty w złotówkach przekroczyła już tą ze szczytu finansowej paniki w 2009 roku. Obecnie nie ma więc żadnego oporu, który mógłby powstrzymać rosnący kurs CHF, jednak ostatnie tempo umocnienia sugeruje, że coraz bliżej nam do osiągnięcia szczytu panicznych zakupów. Kiedy wszyscy mówią o nieuchronnym wzroście nawet do 4 złotych za franka, trzeba pamiętać o przysłowiu, że „drzewa nie rosną do nieba”, a waluty nie mogą wyłącznie zyskiwać na wartości.
Dowiedz się także: Czy nastąpi poprawa koniunktury?
Poza tą informacją mieliśmy również odczyt inflacji ze strefy euro za maj, ale on nie zaskoczył, ponieważ wzrost cen, zgodnie z prognozami, wyniósł 2,7 proc. To dużo więcej niż chciałby ECB, który nie może nic poradzić na wzrosty ceny surowców. Dane z krajowego podwórka pokazały, że przeciętne zatrudnienie i średnie wynagrodzenie w Polsce były słabsze od prognoz. Martwić powinno szczególnie to, że wzrost płac okazał się mniejszy niż ostatni odczyt inflacji, a więc w konsekwencji konsumenci mają mniej środków na wydatki. Dodając do tego większe koszty rat, spłacanych we franku, brak chęci do zakupów możemy zauważyć już w najbliższych danych o sprzedaży detalicznej.
Polecamy serwis: Kredyty
Na koniec inwestorzy otrzymali dane o tygodniowej ilości nowych bezrobotnych w USA, która była minimalnie lepsza od rynkowego konsensu, ale trafniejszym argumentem dla giełdowych byków okazały się dane z amerykańskiego rynku nieruchomości. Wzrosła tam ilość rozpoczętych budów domów, a liczba pozwoleń na budowy wyraźnie się zwiększyła. Tym poziomom daleko do szczytów sprzed 5 lat, ale każde drgnięcie w górę jest przyjmowane z zachwytem. W zasadzie jedynym, bezpośrednio negatywnym komunikatem był indeks Fed z Filadelfii, który podobnie jak wczorajszy wskaźnik NY Empire State, wszedł w obszar, wskazujący na recesję w tym rejonie.
Dzisiejsza sesja, jak na dzień przed wygasaniem kontraktów terminowych, była niezwykle spokojna. Jutrzejszy handel i płynące z niego wnioski można śmiało zlekceważyć, bo zmienność kontraktowa potrafi wszystko postawić na głowie.