Czy zamknięcie granicy z Białorusią w 2025 roku to trzęsienie ziemi w kontraktach handlowych i biznesie? Nie. To test zarządzania ryzykiem kontraktowym w łańcuchu dostaw. Czy można powołać się na siłę wyższą?
- Zamknięcie granicy z Białorusią 2025 - test zarządzania ryzykiem
- Zamknięta granica z Białorusią - manewry Zapad 2025
- Siła wyższa nie zawsze zadziała
- Norma ISO 31000 - zarządzanie ryzykiem
- Czy zamknięcia granicy nie można było przewidzieć?
- Zamknięcie granicy z Białorusią 2025 - test dla firm
- Podsumowanie
Zamknięcie granicy z Białorusią 2025 - test zarządzania ryzykiem
Czasowe zamknięcie granicy z Białorusią nie jest trzęsieniem ziemi – dla biznesu to test zarządzania ryzykiem kontraktowym w łańcuchu dostaw. Najprawdopodobniej pokaże, że wiele organizacji – zwłaszcza z sektora MŚP – nadal nie traktuje geopolityki jako czynnika ryzyka kontraktowego. To błąd. Profesjonalny uczestnik obrotu nie może zasłaniać się „nadzwyczajnością” zdarzenia, które powinien racjonalnie przewidywać, biorąc pod uwagę sytuację w regionie będącym jego codziennym otoczeniem biznesowym.
Zamknięta granica z Białorusią - manewry Zapad 2025
Rząd ogłosił „czasowe” – do odwołania – zamknięcie granicy z Białorusią, obowiązujące od 12 września, od godz. 00:00. Decyzja obejmuje zarówno ruch osobowy, jak i towarowy – w tym kluczowe przejście kolejowe Małaszewicze, czyli główny europejski hub przeładunkowy dla towarów z Azji. Uzasadnienie tej decyzji jest – oczywiste dla każdego, kto śledzi sytuację geopolityczną w regionie – wzrost ryzyk związanych z rosyjsko-białoruskimi manewrami „Zapad 2025”.
Tymczasowe zamknięcie granicy – niezależnie od tego, czy trwa tydzień, czy miesiąc – uruchamia efekt domina w łańcuchu dostaw. Zakłócenia w terminach realizacji umów mogą prowadzić nie tylko do naliczania kar umownych, ale nawet do zrywania kontraktów. Dziś najgłośniej alarmuje branża TSL. Tymczasem, ujmując to przewrotnie, ta decyzja to papierek lakmusowy zarządzania ryzykiem kontraktowym przede wszystkim przez organizacje z sektora produkcji i handlu, które opierają się na imporcie towarów z rynku azjatyckiego.
Siła wyższa nie zawsze zadziała
Wiele organizacji – zwłaszcza z sektora MŚP – śpi spokojnie, licząc na to, że w razie sporu w zanadrzu czeka argument „siły wyższej”. To złudne poczucie bezpieczeństwa. Ochrona tzw. force ma-jeure nie działa automatycznie i nie jest uniwersalna – ani pod względem treści, ani zastosowania. Na pytanie, czy: zamknięcie granicy można traktować jako siłę wyższą, odpowiedź brzmi: to zależy – tak, ale nie dla każdego i nie w każdej sytuacji. Warto to powiedzieć głośno.
Przede wszystkim, polskie prawo nigdzie nie definiuje pojęcia siły wyższej. Klauzula force ma-jeure nie jest obowiązkowym elementem umowy – strony mogą, ale nie muszą wprowadzać takiego postanowienia. W nieco bardziej komfortowej sytuacji znajdują się przewoźnicy, ponieważ w ich przypadku ustawodawca wprost przewidział, że przewoźnik nie ponosi odpowiedzialności m.in. za opóźnienie w przewozie przesyłki wskutek siły wyższej (art. 65 ust. 2 Prawa przewozowego). Podobnie jest to uregulowane na gruncie konwencji o umowie międzynarodowego przewozu drogowego towarów, w której mowa o okolicznościach, których przewoźnik nie mógł uniknąć i których następstwom nie mógł zapobiec (art. 17 CMR).
Jeśli strony decydują się wprowadzić klauzulę siły wyższej do umowy, zazwyczaj definiują ją klasycznie, zgodnie z orzecznictwem i literaturą prawniczą. Przyjmuje się, że siła wyższa to zdarzenie:
- zewnętrzne – występujące poza strukturą organizacyjną strony umowy,
- nieprzewidywalne – nagłe, wyjątkowe, wykraczające poza typowe ryzyko,
- niemożliwe do zapobieżenia – nawet przy zachowaniu najwyższej staranności i dostępnych środków.
Te trzy przesłanki muszą wystąpić łącznie – i to strona powołująca się na siłę wyższą ma obowiązek wykazać ich zaistnienie, jeśli chce uchylić się od odpowiedzialności kontraktowej. Nie wystarczy zatem sam fakt, że doszło do zdarzenia zewnętrznego. Trzeba jeszcze udowodnić, że było ono niemożliwe do przewidzenia i zapobieżenia.
W przypadku przedsiębiorców – a więc profesjonalnych uczestników rynku – poziom wymagań jest wyższy. Miernikiem staranności nie jest tu „przeciętny człowiek”, lecz profesjonalista, który zna realia swojego biznesu i jego otoczenia. A skoro tak – to powoływanie się na zdarzenia, które w danych okolicznościach można uznać, że przedsiębiorca powinien przewidzieć, a przez to mieć w zanadrzu scenariusz zapobieżenia jego negatywnym skutkom, nie świadczy o wystąpieniu siły wyższej, lecz o niedochowaniu należytej staranności.
Co więcej, nawet jeśli strony przewidziały w umowie klauzulę siły wyższej – i wprost wskazały w niej przypadek zamknięcia granic lub inne podobne zdarzenia – ale jako zasadnicze kryterium wprowadziły brak możliwości przewidzenia, nawet przy zachowaniu należytej staranności, każde takie zdarzenie podlega obiektywnej ocenie, zgodnie z tzw. koncepcją obiektywną siły wyższej.
Norma ISO 31000 - zarządzanie ryzykiem
Zarządzanie ryzykiem – czego słusznie oczekuje się od przedsiębiorców – nie może sprowadzać się do reaktywności i działań ad hoc. To proces, który powinien być osadzony w strukturze organizacyjnej i oparty na standardach. Zgodnie z międzynarodową normą ISO 31000 (standardem zarządzania ryzykiem), ryzyko definiuje się jako efekt niepewności wpływającej na realizację celów organizacji. Jednym z jego kluczowych elementów jest analiza kontekstu, obejmująca m.in. otoczenie zewnętrzne – w tym czynniki polityczne, regulacyjne i społeczne, czyli także czynniki geopolityczne.
Od wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie minęły trzy lata. Przejścia graniczne z Białorusią – państwem zaangażowanym politycznie, logistycznie i militarnie po stronie Rosji – przestały być „stałą”, a stały się zmienną geopolityczną. Ich stabilność – a właściwie jej brak – już od dawna zależy nie tylko od bezpośrednich działań wojennych, ale także od decyzji o charakterze symbolicznym, administracyjnym czy militarnym: zamknięć, blokad, ograniczeń infrastrukturalnych, czasowych regulacji w ruchu granicznym ze względu na trwający jeszcze dłużej – od 2021 r. – tzw. kryzys migracyjny. Rosyjsko-białoruskie manewry „Zapad 2025”, planowane na wrzesień, były komunikowane od lutego tego roku.
Czy zamknięcia granicy nie można było przewidzieć?
W takim kontekście wiele organizacji – zwłaszcza tych, których strategiczne łańcuchy dostaw opierają się na szlaku przez Białoruś – powinno zadać sobie pytanie: czy aktualna decyzja o zamknięciu granicy z Białorusią była naprawdę wydarzeniem, którego nie sposób było przewidzieć?
Z tej perspektywy, czasowe zamknięcie przejść granicznych z Białorusią może nie być uznane za zdarzenie nieprzewidywalne w rozumieniu klauzuli siły wyższej – przynajmniej nie przez każdą organizację. Przeciwnie, można argumentować, że był to scenariusz ryzyka, który powinien zostać wcześniej zidentyfikowany, oceniony i odpowiednio zarządzony – zarówno w wymiarze operacyjnym, jak i kontraktowym. W takim ujęciu, aktualna decyzja państwowa oraz jej skutki logistyczne nie są „zdarzeniem nadzwyczajnym” jako niemożliwym do przewidzenia, lecz ele-mentem przewidywalnego ryzyka, zwłaszcza dla organizacji uzależnionych od importu z rynku azjatyckiego, które nie mogą zasłaniać się brakiem wiedzy o logistyce przez wschodnią granicę.
Zamknięcie granicy z Białorusią 2025 - test dla firm
Wiele organizacji – nawet tych działających na dużą skalę – dalej traktuje kontrakt nie jako narzędzie zarządzania ryzykiem, lecz jako formalność potrzebną do rozpoczęcia współpracy. I właśnie dlatego, gdy dochodzi do sytuacji kryzysowej – takiej jak zamknięcie granicy czy nagłe zakłócenie szlaku dostaw – zostają z teoretyczną ochroną, która w praktyce może nie zadziałać.
Po pierwsze: ryzyko geopolityczne bardzo często w ogóle nie jest uwzględniane w procesie planowania i kontraktowania. O ile ryzyka kursowe, surowcowe czy produkcyjne są zazwyczaj roz-poznane i uwzględnione, o tyle niestabilność polityczna i wydarzenia militarne bywają pomijane jako „zbyt abstrakcyjne”. To błąd, który aktualne wydarzenie boleśnie weryfikuje, chyba że to wyraz świadomego apetytu na takie ryzyko.
Po drugie: klauzule siły wyższej często są kopiowane „z wzorca”, bez odniesienia do realnych scenariuszy danego biznesu. Lista zdarzeń jest albo zbyt ogólna, albo zbyt archaiczna. Co więcej, nawet jeśli zamieszczono odniesienie do np. „zamknięcia granicy”, to i tak skuteczność takiej klauzuli zależy od tego, czy dane zdarzenie było rzeczywiście nieprzewidywalne, a nie tylko wymienione w katalogu tych „teoretycznie nieprzewidywalnych”.
Po trzecie: brakuje mechanizmów działania „na wypadek ryzyka”. Kontrakt powinien określać nie tylko, kiedy i z jakiego powodu można uchylić się od odpowiedzialności, ale także co zrobić, gdy ryzyko się materializuje. Pomija się postanowienia o:
- obowiązku niezwłocznego informowania kontrahenta o wystąpieniu utrudnień,
- możliwości czasowego zawieszenia lub zmiany warunków realizacji,
- obowiązku negocjacji warunków dostaw w razie istotnej zmiany otoczenia,
- alternatywnych kanałach dostaw lub świadczeń zastępczych.
Po czwarte: kontrakty często zawierają niejasny rozkład ryzyk i nieprecyzyjne mechanizmy zmiany terminów. Brakuje jednoznacznego przypisania konsekwencji opóźnień i kryteriów, na podstawie których strony mogą zmieniać harmonogram lub warunki realizacji. W efekcie, gdy coś pójdzie nie tak, zaczyna się interpretacyjna gra o to, „co strony miały na myśli”.
Tego rodzaju błędy nie wynikają zwykle ze złej woli, ale z braku procedury weryfikacji umowy pod kątem realnych ryzyk. To właśnie one – niewidoczne w „normalnym” obrocie – ujawniają się dolegliwie w sytuacjach granicznych. Takich jak ta, z którą mamy do czynienia dziś.
Podsumowanie
Rzeczywistość się nie tyle zmienia, co staje się bardziej wymagająca. Geopolityka zawsze była elementem otoczenia biznesowego – dziś coraz rzadziej jest czynnikiem nadzwyczajnym, a coraz częściej staje się codziennym ryzykiem, z którym organizacje muszą nauczyć się żyć. Oznacza to konieczność przełożenia analizy ryzyka nie tylko na poziom strategiczny, ale też operacyjny – oraz realnych postanowień kontraktowych.
Organizacja, która nie dostosuje się do tej zmiany, nie tylko naraża się na utratę klientów, ale przede wszystkim na pełną odpowiedzialność kontraktową za coś, co mogła i powinna przewidzieć. W praktyce oznacza to ryzyko finansowe „z własnej winy” – mimo że pozornie wszystko wskazywałoby na działanie siły wyższej.
Siła wyższa działa – ale tylko wtedy, gdy naprawdę ją „przewidzisz”, zdefiniujesz i udokumentujesz. Prawidłowo skonstruowana umowa nie eliminuje ryzyka, ale pozwala je przenieść, ograniczyć lub kontrolować. A to właśnie jest istotą odporności kontraktowej. W obecnych realiach – to już nie przewaga konkurencyjna. To konieczność.