Dotarliśmy do zapisów umowy prywatyzacyjnej Pekao, która może być argumentem przeciwko połączeniu tego banku z BPH. Języczkiem u wagi jest paragraf 9 tego dokumentu. UniCredito, inwestor w Pekao, zobowiązał się w nim do nieprzejmowania konkurencyjnego banku.
Ministerstwo Skarbu nie chce fuzji Pekao i Banku BPH. I jak się okazuje, ma potężny oręż w ręku. Są nim zapisy umowy prywatyzacyjnej Pekao podpisanej przez UniCredito sześć lat temu. Zgodnie z nimi Włosi zobowiązali się do tego, że dopóki będą posiadać przynajmniej 10 proc. kapitału akcyjnego Pekao, dopóty nie kupią żadnej konkurencyjnej instytucji na rynku. A taką jest Bank BPH. To jednak nie wszystko. Równie niekorzystne z punktu widzenia nadzoru bankowego, który ewentualnej konsolidacji banków przygląda się już od kilku miesięcy, mogłyby być rynkowe skutki fuzji. Przede wszystkim gigant, który powstałby z połączenia Pekao i Banku BPH, miałby ogromny wpływ na poziom rynkowych stóp procentowych.
Niebagatelny jest też fakt, że doszłoby do wielkich, możliwe że największych w historii grupowych zwolnień w branży. Na bruk mogłoby trafić nawet 6 tys. osób.
Odwlekanie zgody na fuzję może mieć aspekt nie tylko ekonomiczny, ale i prestiżowy. Ceną za zgodę miałoby być przeniesienie centrum dla środkowoeuropejskich operacji UniCredito z Wiednia do Warszawy i uwzględnienie w tym roli polskich menedżerów, szczególnie z Banku BPH.
Gra jeszcze potrwa. Z informacji „GP” wynika, że Włosi nie dostali listy warunków, które muszą spełnić, by otrzymać zgodę. Wiadomo jednak, że będą twardo walczyć o Bank BPH i nie zamierzają go sprzedać.
Kupujący (...) nie będzie ani pośrednio, ani bezpośrednio zaangażowany w Polsce w jakąkolwiek działalność gospodarczą, która byłaby konkurencyjna (...) w stosunku do jakiejkolwiek działalności (...) prowadzonej przez Bank.
Monika Krześniak, Piotr Lemberg