Tempo rozwoju ekonomicznego Polski przypomina ślamazarny wzrost sytych gospodarek starej Unii. Jesteśmy w ogonie nowych państw członkowskich, których liderzy - Łotwa i Estonia - osiągają dwucyfrowy przyrost PKB.
Najnowszy raport Eurostatu, unijnych służb statystycznych, po raz kolejny potwierdza, że najwięcej ożywienia do gospodarek Wspólnoty wnoszą nowe kraje członkowskie. W trzecim kwartale 2005 roku w porównaniu z tym samym okresem roku poprzedniego PKB w całej Unii Europejskiej wzrósł średnio o 1,8 proc. Tradycyjnie najszybciej rozwijały się państwa bałtyckie. Absolutnym liderem jest obecnie Łotwa, której PKB zwiększyło się aż o 11,4 proc. W ślad za nią idą Estonia (10,4 proc.) i Litwa (8,5 proc.). Zupełnie dobrze radzą sobie gospodarki innych nowicjuszy. Słowacja ciągle dyktuje mocne tempo na poziomie 6,2 proc., a sąsiednie Czechy mają solidny wskaźnik rzędu 4,8 proc.
Na tym tle Polska wypada bardzo mizernie, chociaż nasza gospodarka i tak wyszła na prostą po bardzo kiepskich wynikach pierwszego półrocza. Produkt krajowy brutto w III kwartale 2005 roku zwiększył się o 3,7 proc. w porównaniu z tym samym okresem roku poprzedniego (w II kwartale zanotowano wzrost o 2,8 proc., w I kwartale – o 2,1 proc.). Tymczasem lepsze rezultaty osiągają w UE tak zaawansowane gospodarki, jak Dania czy Irlandia.
Według ekspertów z OECD, lepsze notowania polskiej gospodarki zależą od ożywienia na rynku konsumentów i większej aktywności inwestycyjnej firm, która może uzyskać wsparcie finansowe w postaci hojnych funduszy unijnych. Cały czas istnieją jednak przeszkody wynikające z biurokracji i różnych barier administracyjnych, które utrudniają lub wręcz hamują swobodny rozwój przedsiębiorczości. Nic też dziwnego, że zgodnie z prognozami OECD polska gospodarka do 2007 roku będzie rozwijać się znacznie poniżej swoich możliwości, w tempie nieprzekraczającym 4 proc. PKB. Ostatnie zawirowania polityczne, i ich negatywny wpływ na gospodarkę, jedynie potwierdzają słuszność tej prognozy.
