Bardzo niepokojące w rozwoju technologii filtrów cząstek stałych jest również to, że było (i wciąż jest) już rozwiązanie, które pozwala na normalne korzystanie z diesla z filtrem.
To system FAP grupy PSA, który sam dodaje do paliwa specjalny odczynnik obniżający temperaturę spalania cząstek stałych. To powoduje, że nie ma konieczności dodatkowego wypalania sadzy, bo filtr nie zapcha się przez mniej więcej 150 – 160 tysięcy kilometrów. Potem i tak trzeba go bezwzględnie wymienić. Systematycznie co 35 tysięcy kilometrów trzeba też uzupełniać substancję redukcyjną.
reklama
reklama
Zobacz również: Jak działa układ recyrkulacji spalin?
Wadą pomysłu Francuzów jest zatem konieczność dodatkowej obsługi proekologicznej instalacji. To duży problem, dodatkowa obsługa = większe koszty i klient często świadomie rezygnuje z dbałości o przyrodę, decydując się na dbałość o własny portfel.
Dlatego większość koncernów postawiło na filtr cząstek stałych, który nie potrzebuje odrębnej obsługi mechanika. Niestety pogoń za rozwiązaniem samowystarczalnym, zakończyła się totalnym fiaskiem. Obecne systemy bez obsługowe obsługi nie wymagają jedynie w teorii.