Bank zarabia także na spreadach walutowych. Jeśli masz kredyt walutowy (przyjmijmy – w euro), a raty przelewasz w złotówkach, to bank musi Ci niejako sprzedać europejski pieniądz. Zrobi to po doprawdy wysokim kursie, kilkukrotnie wyższym niż np. w kantorze. Skoro już przykład uwzględnia euro, to warto wiedzieć, że spread w tej walucie wynosi w polskich bankach średnio 24 gr (odczyt z 13 czerwca: kurs kupna – 3,80 zł, kurs sprzedaży – 4,04 zł).
Już i tak dużo tych kosztów, ale nadal nie można jeszcze postawić kropki. Bo nietrudno wyobrazić sobie sytuację, kiedy klient postanawia wcześniej spłacić kredyt. Jeśli nastąpi to w okresie kilku lat (w zależności od banku od 3 do 5) od momentu wypłaty pieniędzy, nie obejdzie się bez ok. dwuprocentowej prowizji. A gdyby kredytobiorca zwietrzył okazję na korzystne przewalutowanie zobowiązania? Banki często mówią „proszę bardzo, ale zapłać nam za to”. Zazwyczaj instytucja pobiera ok. 1 proc. kwoty, podlegającej przewalutowaniu. Niekiedy pierwsze przewalutowanie jest bezpłatne, ale od kolejnych pobierane są opłaty.
reklama
reklama
Trudno dziwić się, że banki proponują klientom, którzy wiążą się z nimi na długi czas spłaty kredytu, również inne produkty bankowe. Zazwyczaj dochodzi do małego „szantażu” – „my damy Ci niższe oprocentowanie albo nie pobierzemy prowizji, Ty kupisz od nas kartę kredytową, ubezpieczenie, i założysz konto osobiste, na które co miesiąc będzie wpływać odpowiednio wysoka kwota”. Fachowo zabieg ten nazywany jest „cross-sellingiem” i znajduje powszechne zastosowany w promocyjnych ofertach.
Mikołaj Fidziński